.

.
1D 4ever

czwartek, 2 stycznia 2014

ROZDZIAŁ 9

CZYLI O TYM JAK DZIWNA JEST MIŁOŚĆ...

Siedziałam na kanapie w moim mieszkaniu i czekałam na Louisa. Minęła już siódma, za godzinę mieliśmy być na gali rozdania Nagród Wdzięczności. Nagród, przyznawanych osobom szczerze przejmującym się losem chorych dzieci ze szpitala onkologicznego. Mój "chłopak" został nominowany. Jednak nie to zaprzątało teraz moje myśli.
Przez ostatnie dwa tygodnie codziennie jeździłam do Robbiego. W szpitalu spędzałam cały swój wolny czas. Nie wiem dlaczego, chyba potrzebowałam poczucia, że mały jest szczęśliwy, że nie jest samotny. Lekarze dawali mu coraz mniejsze szanse na przeżycie. Faktycznie, widziałam, że z każdym dniem Robbie ma coraz mniej siły, że jest coraz bardziej słaby i bezbronny, że choroba wygrywa. Dlatego chciałam być przy nim przez cały czas. 
Każdego dnia w szpitalu spotykałam Adama. Rozmawialiśmy, bawiliśmy się z chorymi dziećmi. Opowiadał o swoim zawodzie, pasji, jaką jest sport, o podróżach. O wyjazdach do biedniejszych krajów, gdzie pomagał w leczeniu chorych na nowotwory. O tym, że jego zawód nie jest pracą, że jest misją. Chcąc czy nie chcąc zbliżyłam się do niego bardziej niż tego oczekiwałam, bardziej niż chciałam. Ale stało się.
Pewnego dnia, gdy wracałam z Robbie'm z bufetu zauważyłam Adama, siedzącego samotnie w pokoju lekarskim. Wysłałam małego do sali i poprosiłam, żeby przygotował Chińczyka. Zapukałam i ostrożnie weszłam do środka. Odwrócił się i popatrzył na mnie swoimi dużymi, ciemnymi oczami, płakał. Jeden z jego poprzednich pacjentów odszedł poprzedniej nocy. Usiadłam obok i chwyciłam go za rękę, potem przytuliłam, mówiłam, że będzie dobrze, że widocznie tak musiało być. Odsunęłam się lekko, żeby zobaczyć wyraz jego twarzy i wtedy to się stało. Pocałował mnie. Całował delikatnie i czule, ale zarazem namiętnie, 
a ja mu na to pozwoliłam. Nie opierałam się, naprawdę tego chciałam. Od tamtej pory nie myślałam o niczym innym, tylko o tym pocałunku. Zadawałam sobie mnóstwo pytań o to, dlaczego tak się stało, czy coś do niego czuję, czy to była tylko chwila zapomnienia lub chęć pocieszenia go w tej trudnej chwili. Od tamtego momentu unikałam Adama, bo bałam się odpowiedzi.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Louis stał na progu, ubrany w elegancki garnitur i czerwony krawat, pasujący do mojej bordowej sukienki bez ramiączek.
Na mój widok uśmiechnął się szeroko. Poczułam nieprzyjemne mrowienie. Tak bardzo lubiłam ten uśmiech i tak bardzo nie lubiłam siebie za to, że o niczym mu nie powiedziałam. Nie mogłam, bałam się. 
- Gotowa?- zapytał wesoło.
- Zawsze- uśmiechnęłam się blado.
Na miejsce jechaliśmy w ciszy. Lou niepewnie mi się przyglądał, widziałam, że chciał się odezwać, ale od razu odpuszczał z nadzieją, że zrobię to pierwsza. Dojechaliśmy do hotelu, w którym odbywała się gala. Tłum celebrytów i jeszcze większy tłum dziennikarzy kłębił się wokół wejścia. 
- No to jesteśmy...- szepnął Louis do mojego ucha.
- Ta... jesteśmy.

- Jesteś na mnie zła?- zapytał, gdy zajęliśmy miejsca przy stoliku numer 5 na przeciwko sceny. Prowadzący, reporter wiadomości Barry Nikolson, uśmiechał się promiennie, chcąc oczarować kobiety na widowni. Jak dało się zauważyć, skutecznie.
- Nie..- odpowiedziałam wymijająco, jednak on wciąż patrzył mi prosto w oczy- Dlaczego pytasz?
- Bo nie odzywasz się do mnie odkąd wyjechaliśmy. Słuchaj, jeśli coś się stało, to po prostu powiedz.
- Louis, ja...- zaczęłam niepewnie. Chciałam mu powiedzieć o pocałunku i mojej niepewności co do dalszej realizacji naszej umowy.
- Ten koleś ciągle się na ciebie gapi- przerwał mi i wskazał w stronę stolika ósmego.
Spojrzałam w tamtym kierunku. Moim oczom ukazał się Adam. Siedział na przeciwko mnie, w idealnie skrojonym czarnym garniturze i muszce. Gdy tylko zauważył, że na niego patrze uśmiechnął się szarmancko.
Louis spojrzał na niego, potem na mnie i zmarszczył czoło.
- Znasz go?- zapytał zirytowany.
- No właśnie, chyba muszę ci coś powiedzieć...- ponownie zaczęłam, jednak donośny głos Barry'ego Nikolsona przerwał moje wyznanie. 
- ...otrzymuje... Louis Tomlinoson! Za zasługi dla miejscowego oddziału onkologicznego dla dzieci!
Lou wstał, poprawił marynarkę i ruszył w kierunku sceny. Wstałam i przytrzymałam go za rękę.
- Louis, muszę ci coś powiedzieć- zaraz tłum dziennikarzy rzucił się w naszym kierunku, chcąc wyłowić sensację. Westchnęłam zrezygnowana- Gratuluję- ucałowałam go w policzek i bezwładnie upadłam na krzesło. "Już nigdy nie odważę się mu powiedzieć", pomyślałam.
Nagle Adam wstał i ruszył w moim kierunku. Louis chyba to zauważył, bo zająknął się w swojej przemowie i czujnie obserwował każdy jego ruch. Lekarz jednak zdawał się nie czuć spojrzenia padającego nań ze sceny. Podszedł i zajął miejsce Louisa, tuż obok mnie. Nachylił się, żeby ucałować mnie w policzek, jednak delikatnie się odsunęłam. Nie speszyło go to.
- Dawno cię nie widziałem, a szkoda...- zaczął- bo mogłem zapomnieć jaka jesteś piękna. 
Mimowolnie się zarumieniłam. Był taki kochany.
- Chyba się nie przygotowałeś. Twój podryw nie jest już taki seksi jak wcześniej.
Uśmiechnął się.
- Akurat to wypłynęło prosto z serca. Stęskniłem się.
Dotychczas obserwowałam scenę, teraz zwróciłam wzrok w jego stronę.
- Stęskniłeś?
- To co się wydarzyło... Chcę, żebyś wiedziała, że tego nie żałuję, że bardzo chciałbym to powtórzyć. 
Spojrzałam na niego niepewnie.
- Wiesz, że ja chyba też...
Uśmiechnął się łobuzersko, zbliżył swoją twarz do mojej i już prawie stykaliśmy się wargami, gdy ze sceny doszedł mnie głos Louisa.
- Chciałbym pozdrowić moją partnerkę Jacqueline i ogłosić nasze zaręczyny!
Oderwałam wzrok od ust równie zaskoczonego Adama i przerażona spojrzałam na Louisa.
Tłum ludzi rzucił się w moim kierunku i zaczął mi gratulować.
- Zaręczyliście się?- usłyszałam za plecami szept Adama.
- Nie...
- Jak to nie? Przecież powiedział. Rany, a ja się chyba...
- Co ty się chyba?
Patrzył tępo w przestrzeń. Chciałam otrzymać odpowiedź, jednak tłum zupełnie odgrodził mi do niego drogę.

Pociągnęłam Louisa za rękę do tylnego wyjścia z hotelu. Gdy znaleźliśmy się na zewnątrz, krzyknęłam.
- Co cię napadło?!
- Ja..
- Jakie zaręczyny?! Do jasnej cholery, zwariowałeś?!
- Ja...
- Czy ty w ogóle pomyślałeś jak my to odkręcimy? Bo chyba nie sądzisz, że stanę z tobą przed fałszywym ołtarzem, żeby dać pożywkę mediom!
- Ja nie chciałem, żeby cię pocałował...
- Co?!
- Ten koleś. Nie chciałem, żeby cię pocałował.
- Aha.- z bezsilności opadły mi ręce- I dlatego się "zaręczyliśmy", tak? Żeby Adam mnie nie pocałował. 
- Dokładnie.
- A-ale jaka to jest różnica? Nasz związek jest udawany. Kiedyś skończymy grać i każde pójdzie w swoją stronę! 
- Miałem nadzieję..
- Miałeś nadzieję, że co?
- Że...że czujesz to samo.
- Co czuję?
- Że też mnie kochasz.
- Jak to cię kocham?
- Bo ja ciebie kocham...

2 komentarze:

  1. ooooooo warto było tyle czekać !! fantastyczna część !
    trzyma w napięciu, prosze napisz nowa szybko xox

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się, że ci się podoba :D
      + postaram się jak najszybciej.

      Pozdrawiam :*

      Usuń