.

.
1D 4ever

niedziela, 5 stycznia 2014

ROZDZIAŁ 11 

CZYLI O TYM JAK ROZMAWIAŁAM O MIŁOŚCI Z BYŁYM CHŁOPAKIEM

Siedziałam na schodach w korytarzu i niecierpliwie stukałam palcami o balustradę, co chwila zerkając w stronę drzwi. Ben miał pojawić się tu za chwilę, a ja okropnie się denerwowałam. Nie miałam pewności, że mi wybaczył, ani pojęcia jak się zachować. Zrezygnowana oparłam głowę o balustradę i zamknęłam oczy. Przytłaczały mnie moje własne myśli. Bezustannie myślałam o ostatnim miesiącu, o wszystkim co się w tym czasie wydarzyło, o ludziach, których poznałam, o tych, których pokochałam. Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Jego dźwięk odbił się echem w mojej głowie. Zaskoczona otworzyłam szeroko oczy, zerwałam się ze schodów i otworzyłam drzwi.
- Cześć- powiedziałam entuzjastycznie, ale mój zapał zgasł, gdy tylko zobaczyłam wyraz twarzy Bena.
- Cześć- odpowiedział. W jego głosie wyczułam zaskoczenie pomieszane ze smutkiem- Nie mówiłaś, że przyjedziesz.
- Nie rozmawiamy ze sobą, pamiętasz? Mimo, że mieliśmy być przyjaciółmi- mój głos zadrżał. Zebrało mi się na łzy.
Ben uśmiechnął się szeroko.
- Wiesz co? Masz rację. To zerwanie to była nasza wspólna wina, wspólna decyzja... Nie mam prawa cię za nic obwiniać- mocno mnie przytulił- Wesołych Walentynek!
- Walentynek?- dopiero dotarło do mnie, co mówił. Zupełnie zapomniałam, że dziś jest czternasty luty- Tobie również. Mnóstwo miłości!- ucałowałam go w policzek. 
W tym momencie z pokoju wyszli moi rodzice. Oboje elegancko ubrani, w szampańskich nastrojach.
- To my uciekamy skarbie- powiedziała mama, całując mnie na do widzenia.
- Gdzie uciekacie? Mieliśmy oglądać mecz...
- Przecież mamy Walentynki- wtrącił tata- Naszą rocznicę.
Faktycznie. Moi rodzice pobrali się czternastego lutego. W przeciwieństwie do mnie, mało romantycznej i niezbyt wrażliwej duszy, byli romantykami. Zawsze zastanawiali się jak to jest możliwe, że będąc artystką, nie jestem ani odrobinkę wrażliwa.
- A dziewczynki?- zapytałam coraz bardziej niepewnie.
- Już dawno są u babci. Pojechały jak się stroiłaś na przyjście Be...
- To pa mamo!- przerwałam, oblewając się rubinowym rumieńcem.
- Pa kochanie- uśmiechnęła się chytrze.
Wyszli, zostawiając mnie samą z byłym chłopakiem w Walentynki.

- To może ten?- zapytał Ben, gdy weszłam do mojej sypialni z misą popcornu, pokazując mi pudełko z kiepską komedią romantyczną. Widząc moją minę dodał- Nie. Ten nie.
Opadłam ciężko na łóżko. Popcorn odłożyłam na szafkę nocną. 
- A ten?- zapytał z nadzieją.
- W tym bohaterowie spotykają się po latach z myślą, że tym razem im się uda. I wiesz co?
- Co?
- Udaje im się. Kolejna komedyjka z głupim, przewidywalnym zakończeniem.
Uśmiechnął się szeroko.
- Jak na wroga komedii romantycznych masz ich całkiem sporo- wskazał na wielką stertę pudełek od płyt.
Przewróciłam oczami.
- To kolekcja mamy. Płakała na każdym. 
 Ben wstał i podszedł do łóżka, zajął miejsce obok mnie.
- A poza tym- dodałam pakując sobie garść popcornu do ust- To nie tak, że jestem ich wrogiem. Po prostu te historie mijają się z prawdą i wcale nie są ucieleśnieniem prawdziwych uczuć.
- Nie są?
- Nie. Prawdziwa miłość jest cicha i szczera, bez żadnych górnolotnych wyznań i obietnic...
- To ma budować dramatyzm filmu.
- Nie. To ma budować w głowach samotnych kobiet ideał mężczyzny, którego nigdy nie znajdą. A jak nie znajdą ideału to są nieszczęśliwe... Reasumując te filmy budują nieszczęście młodych dziewczyn, przez całe życie marzących o Hugh Grancie lub Colinie Firth.
Roześmiał się głośno.
- To w sumie może być prawda...
- To jest prawda. Zapewniam cię. A poza tym i przede wszystkim wierzę w prawdziwą, wieczną i jedyną miłość, taką, która nie kończy się wraz z napisami końcowymi...
Zapadła niezręczna cisza, którą po chwili przerwał Ben.
- Szkoda, że taka miłość nie była pisana nam...
- Tak. Życie byłoby wtedy cholernie piękne i proste. Bylibyśmy razem aż do śmierci, ale...
- Ale nie bylibyśmy szczęśliwi- dokończył- Zgadzam się. 
Oderwałam głowę od ściany, o którą się opierałam. Spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Chcę, żebyś wiedział, że nie żałuję żadnej sekundy, minuty ani godziny spędzonej z tobą. Nie żałuję żadnego pocałunku, ani naszego pierwszego razu, bo wiem, że przeżyłam to wszystko ze wspaniałym chłopakiem. Żałuję tylko tego, że to nie ten chłopak był mi pisany...
Musnął dłonią po moim policzku. Zadrżałam. 
- Ja też cię kocham w ten głupi, bardzo dziwny, przyjacielski sposób. I nigdy nie przestanę- powiedział i musnął ustami moje wargi- Przepraszam- powiedział zmieszany- Chciałem to zrobić po raz ostatni.
Chwyciłam poduszkę i położyłam się na jego kolanach.
- Zamiast tych głupich filmów obejrzyjmy mecz, ok?- zapytałam niewinnie.
- Ok- uśmiechnął się szeroko. 

Właśnie kończyłam robić spaghetti, gdy Ben wszedł do kuchni. Musiał rozmawiać z kimś przez telefon, bo chował komórkę do kieszeni.
- Ile ci nałożyć.
- Twojego spaghetti? Jak najwięcej.
- Głupek.
Nakrył do stołu, a ja nałożyłam jego ulubiony makaron na talerze.
- Czekaj, czekaj!- zawołał, gdy siadałam do stołu- Mamy Walentynki, czyli musi być kolacja przy świecach.
Pobiegł do pokoju i przyniósł dwie świece czerwonego koloru. Zapalił je i uśmiechnął się zadowolony.
- Już? Tak? Możemy?- zapytałam ironicznie.
- Tak. Myślę, że teraz będzie odpowiedni moment.
Nagle rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Była już prawie jedenasta.
- Kto to może być?- zapytałam bardziej siebie niż jego.
- Nie mam pojęcia- odpowiedział, uśmiechnął się tajemniczo i chwycił swoją kurtkę.
- Co ty robisz? Wychodzisz?
W tym momencie otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się Louis. Miał na sobie elegancki garnitur i ciemne jeansy. W dłoniach trzymał wielki bukiet róż.
- Co ty tu...
- Mamy Walentynki, czyli najlepszy czas na wyznawanie uczuć. Myślę, że ostatnio poszło mi średnio...
- To ja wam nie przeszkadzam- wtrącił Ben, zakładając kurtkę.
- Dzięki za telefon- powiedział Lou i podał mu dłoń.
- Jak to? Ty po niego dzwoniłeś?- zwróciłam się do Bena.
- Niech to będzie twój prezent walentynkowy ode mnie- mrugnął i wyszedł.
Zostałam sam na sam z Louisem. Chłopak odchrząknął.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że wszystko co mówiłem jest najszczerszą prawdą. Kocham cię i chcę być z tobą, ale zrozumiem jeśli czujesz inaczej.
- Ja...- nie zdążyłam dokończyć myśli, bo naraz zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu widniał obcy numer. Odebrałam.
Nagle zakręciło mi się w głowie, poczułam jakby grunt usunął mi się spod stóp, poczułam okropne mdłości i łzy cisnące się do oczu.
Spojrzałam na Louisa, który wydawał się szczerze zaniepokojony.
- Dzwonił Adam... Robbie nie żyje...








4 komentarze:

  1. Ta część jest absolutnie niesamowita i najlepsza jaką napisałaś ! Jest wspa nia ła !!! I takie zwroty akcji ! Dasz rade napisać na jutro następna ? Proszę ;*
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za miłe słowa :)) to dla mnie ogromna motywacja!
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Rewelacyjna! Lol popłakałam się! :3 szkoda Robbiego troszkę... ;`( To jedna z Twoich najlepszych części! Piękna! Nic dodać nic ująć;3 Po prostu dzieło sztuki! Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo, bardzo dziękuję!
      to dla mnie ogromna radość czytać tak miłe i ciepłe słowa!
      Pozdrawiam

      Usuń