.

.
1D 4ever

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Cześć kochane!

Jak widać żyję i mam się całkiem dobrze. Przepraszam, że znów musiałyście czekać tak długo i dziękuję za:
* to, że wciąż odwiedzacie tę stronkę
* to, że czekałyście tak długo
* 10. 000 wyświetleń, z których powodu tak ogromnie się teraz cieszę!!!

Uwielbiam was wszystkie. Dziękuję,

PEACE&LOVE
"M"

ROZDZIAŁ VIII

LA LA LA LA LA LA LA LALALA

- Wszystko w porządku?- usłyszałam i niepewnie odwróciłam wzrok.
- T-tak..- wyszeptałam i z powrotem spojrzałam w stronę Toma. Siedział bezruchu patrząc w moją stronę, jego siostra uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Odwzajemniłam uśmiech.
- Kto to jest?- zapytał Arthur.
- Tom..- zaczęłam wolno- mój były...
- Ohohoho!- wykrzyknął uradowany- W takim razie powinienem się z nim przywitać!
Mówiąc to postąpił naprzód.
- Nie!- wykrzyknęłam i złapałam go za rękę.
- Daj spokój, wygląda na fajnego gościa..- przerwał i uniósł wzrok- A jeśli mowa o fajnych gościach...
Ruchem głowy wskazał na drzwi. Do środka właśnie wszedł Liam. Miał na sobie jeansy, białą koszulę i granatową marynarkę. Zdecydowanie wyglądał przystojnie. I chyba nie tylko ja tak uważałam, bo naraz w jego stronę ruszył tłum dziewczyn. Wszystkie wysokie, śliczne i modnie ubrane. Przy nich czułam się strasznie nijaka. Jednak to nie na nie, a na mnie Liam spojrzał z szerokim uśmiechem, przedarł się przez tłum i gdy stanął ze mną twarzą w twarz uradowany szepnął:
- Przyszłaś.
- Mhmm.. - wymamrotałam, wciąż niepewna jak mam się przy nim zachować. Na szczęście tuż obok był Arthur, który widząc moje zmieszanie wziął sprawy w swoje ręce.
- Napijecie się czegoś?- wskazał na bar.
- Chętnie- odetchnęłam z ulgą.
Nie postawiłam nawet dwóch kroków, gdy poczułam, że ktoś najpierw delikatnie musnął moją dłoń, by w końcu złapać ją pewnie. Podniosłam wzrok na Liama. Było po nim widać, że długo bił się z myślami czy to zrobić i wciąż nie był pewien, czy to dobra decyzja.
Była dobra, pomyślałam i zaraz się za to skarciłam, Nie wiem nawet czy lubię tego chłopaka...
W końcu podjęłam decyzję. Ścisnęłam mocniej dłoń Liama, postanowiłam dać mu szansę.
Impreza była rewelacyjna. Dobra muzyka, świetni ludzie, atmosfera. Li był cudowny. Kochany i delikatny, zupełnie inny niż Tom, dlatego nie bardzo wiedziałam jak się zachować. Rozmawialiśmy o wszystkim, śmiał się z moich żarów, sam zresztą był bardzo zabawny i... naprawdę kompletnie inny niż Tom.
- Przepraszam na sekundę- szepnęłam zwijając się ze śmiechu po kolejnym dowcipie Arthura. Liam kiwnął głową i spojrzał na mnie czule. Jego spojrzenie czułam na sobie całą drogę do toalety. W końcu zamknęłam drzwi kabiny i osunęłam się na ziemię. Nie potrafiłam zapanować nad emocjami. Z jednej strony czułam się jak księżniczka, zresztą Li tak właśnie mnie traktował, z drugiej jednak miałam wrażenie, że nie jestem na swoim miejscu. Nagle usłyszałam jak otwierają się drzwi do toalety. Ktoś podszedł do umywalek i z całym impetem rzucił na nie coś ciężkiego, torebkę?
Zerknęłam przez szparę drzwiczek. Przy lustrze stały trzy dziewczyny. Przeczesywały włosy i poprawiały makijaż. W końcu odezwała się jedna z nich. Wysoka, ruda w zielonej sukience.
- W ogóle za kogo ona się ma?
- Nie mam pojęcia- szepnęła mulatka w żółtym kostiumie, nakładając kolejną, siódmą już chyba, warstwę błyszczyka.
- Ta małpa wygląda o wiele gorzej niż ja, a to jej Li poświęca tyle uwagi..
Zmroziło mnie. Dotarło do mnie, że mówią o mnie! Zaklęłam cicho. Marzyłam tylko o tym, żeby wyjść z toalety, ale było to niemożliwe. Z pewnością by mnie zauważyły. Oparłam więc głowę o drzwi i modliłam się, żeby wyszły.
- W ogóle ona jest strasznie brzydka. Widziałyście te kłaki? Po ra żka- dodała wysoka dziewczyna z czarnymi włosami.
- Jeden wielki dramat, że twój były poleciał na tę idiotkę Liv!- mulatka zwróciła się w stronę rudej.
- Wiem...ale... skoro jestem wolna z chęcią zapoluję na tego przystojniaka w czarnej marynarce.
- Uuuuu... którego?
- Ma chyba na imię Tom. Jest nowym nabytkiem wytwórni.
Zrobiło mi się niedobrze. Nie wiedziałam tylko, czy dlatego, że bez przerwy mnie obrażały czy dlatego, że ta jędza chciała się dobrać do Toma..
Nie, pouczyłam się w myślach, ty i Tom to przeszłość. Jego sprawa z kim będzie się spotykał. Jednak nieszczęśliwa oparłam znów głowę o drzwi. Po chwili śmiech ustał, usłyszałam tylko zamykające się drzwi. Odetchnęłam z ulgą, jednak zaraz znów kompletnie się wystraszyłam. Usłyszałam bowiem huk. Jakby coś dosyć ciężkiego spadło na ziemię. Wybiegłam z kabiny i przerażona spojrzałam na nieprzytomną Dannie, leżącą na zimnych kafelkach. Podbiegłam do niej, nachyliłam się i ułożyłam ją w pozycji bezpiecznej. Natychmiast zadzwoniłam po pogotowie. Trzymałam telefon dłuższą chwilę myśląc czy zadzwonić do Toma.
- Rany boskie! Przecież to jego młodsza siostra!- krzyknęłam do siebie i wybrałam numer Toma. Odebrał po drugim sygnale, słyszałam jego przerażony głos, dźwięk otwieranych z impetem drzwi, w końcu klęczał tuż przy mnie, gładząc siostrę po ramieniu i klnąc na karetkę, która jeszcze się nie pojawiła.
W końcu drzwi toalety otworzyły się a naszym oczom ukazał się wysoki lekarz i dwaj ratownicy z noszami. Medyk obejrzał Dannie i powiedział, że zabierają ją do szpitala. Tom zerwał się na równe nogi.
- Dzięki- zwrócił się do mnie na odchodne.
- Jadę z tobą- szepnęłam mimowolnie, nie zastanawiając się co robię. Dannie była dla mnie jak młodsza siostra i nie zamierzałam jej zostawić.
- Nie musisz...
- Chcę.
Przytaknął i wybiegliśmy z toalety. Liam stał przy drzwiach i chwycił mnie za rękę.
- Co się dzieje?
- Muszę jechać, przepraszam..
- Ale..
- Teraz nie mogę. Naprawdę przepraszam. Odezwę się.
Zrezygnowany puścił moją dłoń.


Siedziałam w poczekalni i wpatrywałam się w ścianę. Modliłam się, aby Dannie nic się nie stało. Nagle ktoś zamachał mi przed oczami papierowym kubkiem. Uniosłam wzrok.
- Gorąca czekolada. Wiem, że lubisz.
- Dzięki- chwyciłam kubeczek w trzęsące się ręce.
Tom usiadł obok i spojrzał na mnie. Zdjął marynarkę i nałożył mi na ramiona.
Spojrzałam na niego niepewnie.
- Spokojnie, przecież widzę, że ci zimno...
Pociągnęłam łyk czekolady.
- Co powiedział lekarz?- zapytałam w końcu.
- Wypiła za dużo alkoholu. Zrobili jej płukanie żołądka... Rozumiesz? Pilnowałem jej przecież. Chyba poczuła się zbyt dorosła. Niepotrzebnie ją ze sobą wziąłem...
- To nie twoja wina- Odruchowo położyłam mu dłoń na ramieniu. Gdy się zorientowałam, opuściłam ją wolno- Musiała pić w toalecie. Tam przecież nawet nie możesz wejść.
Uśmiechnął się blado.
- Spryciula.. - szepnął i się zamyślił- Jeszcze raz dziękuję, naprawdę. Gdyby nie ty...
- Daj spokój.
Uniósł kubek do ust i pociągnął łyk swojej czekolady. Nad ustami został mu ślad po spienionym mleku.
Uśmiechnęłam się szczerze rozbawiona.
- Co jest?
- Nie, nic.. tylko...- Wyciągnęłam dłoń i opuszkami palców delikatnie starłam ślad znad jego ust. Nagle, nie wiedzieć czemu, zbliżyłam swoje usta do jego. Zrobił ten sam ruch. Po chwili nasze wargi się zetknęły. Poczułam ciepło rozlewające się po całym moim ciele... Zerwałam się na równe nogi. Tom patrzył na mnie zaskoczony. Próbował coś powiedzieć, ale zabrakło mu słów...

piątek, 4 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ VII

MI MI MI MI MI...

Stałam jak skamieniała i próbowałam złapać oddech. Na przeciw mnie stał Tom, równie blady jak ja, z błędnym spojrzeniem wlepionym w moją twarz.
- Co to było?- zapytał ostro.
Milczałam, sama nie wiedząc jak sobie z tym poradzić.
- Co to do cholery było?!- tym razem krzyknął. Podniosłam buńczucznie głowę i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Co to było? Na pewno nie twój problem- ruszyłam przed siebie, chcąc go ominąć, jednak złapał mnie za rękę.
- Tom puść mnie- poprosiłam, jednak nie zwalniał uścisku- Do jasnej! Tom masz mnie puścić!
Potrząsnął głową, jakby coś do niego dotarło.
- Przepraszam- powiedział puszczając moją rękę- Nie chciałem zrobić ci krzywdy..
Zaskoczył mnie, nie pamiętałam kiedy ostatnio zebrał się, żeby za coś przeprosić. Czułam, że chodzi mu o coś więcej niż moją obolałą rękę.
Westchnęłam.
- Chodźmy do studia. Już na nas czekają.
Spojrzał na mnie kątem oka.
- Nadal tu jesteś.
- Brawo za spostrzegawczość.
- Nie, znaczy.. chciałem powiedzieć.. że nadal jesteś w zespole. Dlaczego zostałaś? Rozstaliśmy się przecież, nic cię przy nas nie trzyma.
- Chcesz się mnie pozbyć?- zapytałam rozbawiona niezdarnością jego wypowiedzi.
- Co? Nie! Nigdy! Po prostu pytam..
- A ja po prostu żartuję.  
Uśmiechnął się lekko, a ja po raz pierwszy zobaczyłam w nim kogoś, kim był na prawdę- zagubionym chłopcem, który nie wiedział jak zachować się znalazłszy starą zabawkę.
- Niech będzie normalnie, ok?- poprosiłam, choć doskonale wiedziałam, że z normalności w moim życiu nici.
Przytaknął, odwrócił się i poszedł w stronę studia. Stałam w miejscu jeszcze przez chwilę i zastanawiałam się jak mam się teraz zachować wobec Lima...

- Okej, świetnie. Koniec- wysoki facet w zielonym swetrze, który okazał się mieć na imię Joe i być naszym producentem, przeciągnął się leniwie na obrotowym krześle- Halo dzieciaki! Dobra wiadomość. Na dziś koniec.
Odetchnęłam z ulgą. Odpięłam pasek od gitary i odłożyłam ją na statyw. Przez cały czas czułam na sobie niepewne spojrzenie Lima i zdezorientowane spojrzenie Toma. Ten pierwszy zastanawiał się pewnie co jest ze mną nie tak, bo nie odezwałam się do niego słowem przez całe nagranie. Z kolei ten drugi nie wiedział jak się teraz wobec mnie zachowywać. 
Idiotko w co ty się wpakowałaś, myślałam przeczesując włosy zmęczoną dłonią, musisz to w końcu jakoś wyjaśnić. 
Spojrzałam więc na Liama, który wyraźnie się rozluźnił. Poczułam, że kamień spadł mu z serca. Uśmiechnął się i zachęcony ruszył w moim kierunku, jednak przerwał mu prezes wytwórni Dan Ross, który właśnie wszedł do pomieszczenia. Był wysokim mężczyzną około trzydziestki. Miał bystre zielone oczy, ujmujący uśmiech i bardzo męski zarost. Był niesamowicie seksowny w rozpiętej białej koszuli i ciemnych jeansach.
- Jak tam ludzie?- zapytał, a w jego głosie wyraźnie słychać było chrypkę- Mamy to?
- Pewnie, że mamy. W końcu jestem fachowcem- Joe wypiął się dumnie jak paw- Młody trochę pomógł- wskazał na Liama, który tylko przewrócił oczami.
Dan uśmiechnął się szeroko i zwrócił się do Toma:
- Macie szczęście, że skończyliście. Teraz mogę was zaprosić na dzisiejszą imprezę, już jako nowy nabytek wytwórni.
- Impreza?!- podskoczyli Jack i Mike.
- Impreza- potwierdził Dan- Drobne party tu w wytwórni. Sami najlepsi. Tylko przyjdźcie z osobami towarzyszącymi...
W tym momencie zarówno Tom jak i Liam spojrzeli w moim kierunku. W ślad za nimi podążył wzrok Dana.
- No proszę, Hilary! Jak mogłem cię nie zauważyć?
Uśmiechnęłam się speszona.
- Najlepszym się zdarza..
Roześmiał się.
- Zgadzam się.. tylko wiesz, moją pracą jest właśnie zauważanie młodych talentów, promowanie ich, spełnianie marzeń. Dlatego nie wybaczę sobie, że nie spostrzegłem tak wspaniałej dziewczyny. Bardzo zdolnej, oczywiście.
- Bez przesady..- zarumieniłam się. Rany jak ten facet działa na ludzi, na kobiety, na mnie, myślałam nerwowo.
- Masz oczywiście partnera na wieczór?- spojrzał w stronę Toma.
- Tak, to znaczy nie..
- Nie jesteśmy już razem- wyjaśnił chłodno Tom.
- Właśnie..- szepnęłam.
Dan otworzył szeroko oczy ze zdumienia. 
- Dobrze wiedzieć- zamyślił się- W takim razie zaproście kogo chcecie. Wy panowie też- zwrócił się do Jacka i Mike'a- Do zobaczenia wieczorem!- wyszedł, zgarniając po drodze Joe'a.
Tom opadł ciężko na fotel stojący w rogu. Patrzyłam na niego i z lekką zazdrością myślałam z jaką pięknością przyjdzie na tę imprezę.
- Masz chwilę?- usłyszałam za plecami, wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się.
- Tak mam...- starałam się powstrzymać drżenie głosu.
- Świetnie. Posłuchaj, czy ty.. ty jesteś na mnie..
- Nie jestem zła. Nie mam powodu by być.
- Myślę, że powód by się znalazł.
- Nie- pokręciłam przecząco głową- Ja tego chciałam, więc to nie twoja wina.
- Nie, ja ciąż czuję się z ty źle, jakbym, jakbym cię wykorzystał.
- Nie. Liam, to absolutnie nie była twoja wina. Fakt, nie pamiętam zbyt wiele z wczoraj, ale tego, że cholernie cię.. ekhem.. tego pragnęłam jestem akurat pewna, ok?
Patrzył na mnie dłuższą chwilę, a ja czułam jak bardzo się czerwienię.
- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło- szepnął w końcu
- Cieszę się, że to już wyjaśnione.
- Tak, ja też. Czy w takim razie jest choć cień szansy, że zgodzisz się iść na te imprezę ze mną?
Zamarłam. Nie byłam kompletnie gotowa na taką ewentualność. To nie tak, że nie chciałam z nim iść, bo chciałam i to bardzo. Tylko wciąż dziwnie czułam się w jego towarzystwie po tym co zaszło wczoraj, musi minąć trochę czasu zanim to sobie poukładam. 
Wiem, pomyślałam zadowolona.
- Kurczę.. ja... bardzo, bardzo bym chciała z tobą iść, tylko że postanowiłam zaprosić Arthura. Wiesz, tak chciałam mu podziękować za wszystko, co dla mnie zrobił- odetchnęłam-Ale dziękuję za zaproszenie- dodałam szybko.
- Pewnie- jego uśmiech zgasł, a mi zrobiło się przykro- Rozumiem. W takim razie do zobaczenia.
Odszedł a ja poczułam jak bardzo żałuję, że dałam mu kosza.

- Naprawdę ślicznie wyglądasz- usłyszałam już po raz kolejny od Arthura. Założyłam krótką, białą sukienkę z koronki i czerwone szpilki, w których zresztą było mi strasznie niewygodnie.
- Dziękuję po raz piąty. I po raz piąty powtórzę, że ty również super wyglądasz- uśmiechnęłam się szeroko. Naprawdę prezentował się świetnie. Idealnie skrojona marynarka, założona do białej koszuli i jeansów. Do tego ciemne aviatory i odpowiednia fryzura. Czułam, że zwraca uwagę kobiet, nawet tych starszych. Weszliśmy wreszcie na piętro przeznaczone do organizowania firmowych spotkań. Wśród tłumu ludzi zauważyłam Toma.
No pokaż tę piękność, którą teraz poderwałeś casanovo, pomyślałam. Wtedy do Toma podeszła niska dziewczyna z długimi czarnymi włosami, zaczesanymi na bok. Miała na sobie krótką, błękitną sukienkę i czarne szpilki. Doskonale znałam tę dziewczynę, to była jego młodsza siostra Dannie.
- Przyszedł z siostrą...- szepnęłam do siebie.
- C-co?- zapytał Arthur.
- Nie, nic. Tak tylko mruczę.
Spojrzał na mnie rozbawiony.
- Mruczysz?
- Daj spokój głupku.
Roześmiał się głośno a ja wraz z nim. I wtedy Tom spojrzał w naszym kierunku. Długo wpatrywał się w Arthura, potem spojrzał na mnie. Gdyby wzrok mógł zabijać, już leżałabym martwa. 




środa, 19 marca 2014

Kochane!
Przerwa była długa, baardzo długa zbyt dłuuuga.. ale wynikała z natłoku moich obowiązków.
Już coraz bliżej do mojej matury, do tego treningi, szkoła, opieka nad rodzeństwem :/// utrapienie.
W końcu znalazłam chwilę wolnego, żeby coś nabazgrać. :D
W ramach rekompensaty (tak wiem, że to mało) wstawiam dwie kolejne części :)) Mam nadzieję, że się spodobają.
Komentujcie! Oceniajcie!

Pozdrawiam i dziękuję za cierpliwość,

PEACE&LOVE
"M"

ROZDZIAŁ VI

RUM PUM PUM RUM PUM PUM.. TSSS..

 Zmrużyłam oczy przed ostrym światłem wdzierającym się do środka pokoju. Rozejrzałam się dookoła i krzyknęłam z przerażenia. To nie był mój dom. Leżałam w kajucie Arthura na jego jachcie.
- O mój...- chciało mi się płakać.
Ze strachem spojrzałam pod kołdrę. Miałam na sobie tylko męską koszulę.
- Nie wierzę..- próbowałam sobie przypomnieć co stało się poprzedniej nocy, myślałam, myślałam, jednak nic nie przychodziło mi do głowy- Przespałam się z jakimś facetem i nawet tego nie pamiętam. 
Rozpłakałam się. Z bezsilności, ze złości na swoją głupotę. Po prostu płakałam. Poczułam się jak ostatnia szmata. W dniu, w którym zerwałam z chłopakiem, pijana wskoczyłam do łóżka innemu. Cholerna impreza, cholerny alkohol, cholernie głupia.. ja. 
 To nie tak, że to był mój pierwszy raz. W drugą rocznicę naszego związku zrobiłam to z Tomem, tylko, że wtedy bardzo tego chciałam,  zrobiłam to z chłopakiem, którego kocham... kochałam.
-Ughh.. wszystko jedno. Jestem idiotką, cholerną idiotką- klęłam na siebie. Byłam wściekła, naprawdę wściekła, że to zrobiłam. Powoli usiadłam na boku łóżka. Spojrzałam na moje dłonie, okropnie mocno drżały. Drżały również moje nogi. Łzy bezsilności wciąż spływały po mojej twarzy i kapały na męską koszulę. Koszula! Spróbowałam przypomnieć sobie kto miał na sobie błękitną koszulę. 
-Arthur!- wykrzyknęłam, ale potem zdałam sobie sprawę, że oprócz niego na imprezie było mnóstwo facetów w niebieskich, błękitnych i białych koszulach. Było ciemno, mogłam dobrze nie widzieć koloru. Powoli wstałam, jednak zaraz upadłam na kolana. Rozpłakałam się na dobre. Marzyłam tylko o tym, żeby zmyć z siebie ślady wczorajszej nocy i zapomnieć o tym wszystkim. Nagle ktoś wtoczył się do kajuty. Szczelniej zakryłam się koszulą i wyjrzałam zza łóżka. Arthur wyglądał równie źle jak ja. 
Ma na sobie koszulę, pomyślałam. Faktycznie, koszula chłopaka mimo, że poplamiona i wygnieciona wciąż okrywała jego tors. Widać było, że ma okropnego kaca, jednak zdołał mnie zauważyć. 
- Hill?
Zakryłam twarz dłońmi.
- Hilli, co się stało? Hej..- podszedł, usiadł na ziemi koło mnie i objął mnie ramieniem.
- Gdybym tylko wiedziała.- roześmiałam się smutno- Niczego nie pamiętam.
- Pocieszę cię jak powiem, że ja też nie? Obudziłem się pod barem. Chyba tam chowałem się przed Maggie.
- Maggie?- zapytałam i pociągnęłam nosem.
- Maggie- wstrząsnął się na dźwięk tego imienia- Nie dawała mi żyć przez całą imprezę.
- Przynajmniej się z nią nie przespałeś..- odpowiedziałam cicho.
Popatrzył na mnie dłuższą chwilę, potem powiedział.
- Weź prysznic i się ubierz. Ja zrobię jakieś śniadanie, a potem odwiozę cię do studia.
- Studia?
- Ta, akurat fragment o płycie zapamiętałem bardzo dobrze.
- To nie jest dobry pomysł... Prędzej się tam popłaczę niż cokolwiek zagram.
- Ok. Fakt. Popełniłaś jakiś tam błąd, ale właśnie teraz powinnaś zająć się czymś innym, niż myśleniem o tym co się stało. 
- Jakiś tam błąd?- parodiowałam jego słowa.
- Jesteś dzielną dziewczynką, zawsze byłaś. Teraz też sobie poradzisz... Pamiętasz..
- Co?
- Nie ważne..
- Czy pamiętam który to był, tak?
Przytaknął niepewnie, a mi znów zebrało się na płacz.
- Nie..
Spuścił wzrok, dłuższą chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
- Masz rację- powiedziałam w końcu- Jestem dzielna i dam sobie radę.

Arthur zgłośnił muzykę. Niebieski Jaguar XKR cabrio ciął asfalt. Wiedziałam, że Jones miał bzika na punkcie szybkich samochodów już od najmłodszych lat, ale ten samochód traktował jak żywą istotę. Jak kobietę na pierwszej randce. Kochał to auto zresztą, jak twierdził, z wzajemnością. 
- Anabella chyba cię lubi- powiedział.
- Kto?
- Anabella- widząc moje zmieszanie, dodał- Samochód.
Roześmiałam się szczerze. 
- W takim razie ja też ją lubię. Ale Anabella? To dość stare imię a auto jest bardzo nowoczesne.
- Wierzę w tradycję...
- No tak!- wykrzyknęłam- Twój pierwszy model! Lady Anabella- Arthur po prostu kochał swój pierwszy model Jaguara z 68. roku, który dostał na dziewiąte urodziny.
- Pamiętasz...
- Niektórych rzeczy się nie zapomina żabiaku.
Spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął. 
- Właśnie taka powinnaś być zawsze. Uśmiechnięta.
Faktycznie, przez całą drogę ani razu nie pomyślałam o tym co się stało.
- Dziękuję- szepnęłam, gdy podjechaliśmy pod budynek wytwórni.
- Daj spokój, to tylko kilka kilometrów.
- Nie, ja dziękuję za wszystko.
Mrugnął lekko i szepnął
- Rozłóż ich na łopatki. 
Wyciągnęłam z bagażnika gitarę, po którą podjechaliśmy do mojego domu. Rodzice na szczęście wczorajszą noc spędzili na jakimś bankiecie, nie miałabym bowiem siły odpowiadać na ich niekończące się pytania. Bo niby co miałabym powiedzieć? "Kochani było świetnie, Arthur bardzo miły jak zawsze, jedzenie smaczne.. a i pieprzyłam się z jakimś obcym! Kocham was!" 
- Ughh..jestem skończoną kretynką..
Weszłam do budynku wytwórni, na kanapie siedzieli Jack i Mike. Gdy tylko mnie zobaczyli zerwali się na równe nogi, podbiegli i szczęśliwi mnie objęli.
- A co to? Dzień dobroci dla Hilary?
- Nie.. Stara! Myśleliśmy, że się nie pojawisz- powiedział Mike i ucałował mnie w policzek.
- Co? Niby dlaczego?
- Tom nam powiedział- szepnął Jack- Przykro...przykro nam.
- Daj spokój. Jest ok.
Naprawdę myślałam, że jest ok. Miałam przecież dużo poważniejsze zmartwienia niż Tom, a jednak, gdy wyszedł zza zakrętu, moje serce ścisnął ból. Miał na sobie koszulę, którą kupiłam mu parę tygodni temu. Granatową, w biało-czerwoną kratę. Wyglądał w niej idealnie. Dopiero po chwili zauważyłam wysoką blondyneczkę z recepcji, która kurczowo trzymała jego dłoń.
Nie wierzę.. już znalazł pocieszenie, pomyślałam.
Gdy tylko mnie zobaczył puścił dłoń dziewczyny. Była tym faktem widocznie zmartwiona, odwróciła się na piecie i poszła w stronę studia.
- Hill..jesteś..- szepnął.
- Jak widać jestem- uśmiechnęłam się wyzywająco- I mam na imię Hilary, pamiętasz?
Jack i Mike zrobili krok w tył.
- To my pójdziemy do studia- szepnął perkusista.
Tom kiwnął im głową.
- Zaraz dołączymy. Ślicznie wyglądasz- zwrócił się  do mnie.
- A co? Myślałeś, że założę stary dres i będę rozpaczać za miłością mojego życia. Daj spokój to nie melodramat dla nastolatków.
-Mógłby nim być. Wtedy wrócilibyśmy do siebie, tuż przed napisami końcowymi.
Roześmiałam się smutno.
- Tak? A jakbyś to wytłumaczył nowej dzieweczce? 
- Daj spokój, Hill, przyczepiła się do mnie i tyle. Nie musisz być zazdrosna.
- Ha! Zazdrosna.. proszę cię. Nie mam co do tego powodów.
Nagle zorientowałam się, że jestem trochę zazdrosna, bo ona dotykała tej jego cholernej koszuli.
Tom chciał coś powiedzieć, gdy nagle drzwi wejściowe rozsunęły się. Do środka wszedł Liam. Na mój widok rozpromienił się. Podszedł, objął  mnie w talii i ucałował w policzek.
- Hej piękna. Przepraszam, że się zmyłem, ale musiałem ogarnąć wszystko na wasze nagranie. W kieszeni koszuli zostawiłem list...
- Liam!- jakiś facet w zielonym swetrze właśnie go zawołał.
- Muszę lecieć.. Spotkajmy się później, ok? A cześć Tom.
- Cześć- odparł Tom wpatrując się we mnie, w końcu powiedział- Do mnie masz pretensje, tak? A ty to co? Już masz pocieszenie?
Był zły, był bardzo zły, ale do mnie nie docierały jego słowa. Stałam jak sparaliżowana. Nie przespałam się z kimś obcym, przespałam się z Liamem Payne'm...  




ROZDZIAŁ V

UUUUUUU LA LA LA LA LA...

 Niepewnie weszłam na pokład jachtu. Rodzice uwielbiali tych całych Jonesów, a mnie na siłę chcieli zeswatać z ich głupiutkim syneczkiem Arthurem. Odkąd tylko pamiętam jeździliśmy na wspólne wakacje. Rodzice zostawiali nas wtedy samych na plaży i szli do którejś z modnych knajpek. Arthur był niski, miał odstające uszy i uśmiech cwaniaczka. Brał do rąk obślizgłe żaby i gonił mnie z nimi po całej plaży. 
 Potrząsnęłam głową z obrzydzeniem. Gdy pięć lat temu dowiedziałam się, że Jonesowie wyjeżdżają, nie mogłam uwierzyć własnemu szczęściu. Dla mnie znaczyło to przebywanie z dala od świrniętego Arthura Jonesa i jego paskudnych żab. Do domu przyjechali w zeszłym miesiącu, nie mówiąc nikomu o swoim powrocie. Rodzice przypadkowo spotkali ich w jednej z restauracji. Od tego czasu znów zaczęła się mania na "Pamiętasz Arthura, kochanie?" albo "Arthur tak wyprzystojniał". Na szczęście byłam w związku z Tomem i nie mogli zmuszać mnie do tych głupich spotkań. Coś we mnie drgnęło. No tak, pomyślałam, ale teraz już nie jestem z Tomem. Przymrużyłam oczy, żeby powstrzymać płacz.
- Hilary! Jak miło cię widzieć! O mój Boże! Jak ty wyrosłaś!- pani Jones zbiegła po schodach i uścisnęła mnie mocno.
- Dzień dobry, mi również jest miło panią widzieć- tak naprawdę zawsze lubiłam panią Jones i jej nadopiekuńczość. Bałam się tylko tego co nastąpi za chwilę..- Arthur jest pod pokładem. Zawołać go, czy sama trafisz?
Tylko tego brakowało.
- Trafię sama, dziękuję. 
Uśmiechnęła się szeroko.
- W takim razie zapraszam na lunch, za jakieś półtorej godziny.- zaszczebiotała i popędziła na górę pokładu- Kochani, Hilary już jest! Wysłałam ją do Arthura!
Potem usłyszałam jeszcze jakieś szepty i zauważyłam głowę mojej mamy wychylającą się ciekawie znad barierek.
Cholera jasna, pomyślałam, po co ja tu przyjechałam. Przełknęłam ślinę i weszłam do kajuty, z której dochodziły odgłosy jakiejś muzyki. W pomieszczeniu było raczej ciemno, słońce wpadało tu tylko poprzez szczeliny w roletach. Radio podkręcone było na maksa, a na wielkim ekranie telewizyjnym wyświetlała się jakaś wojenna gra komputerowa. Spojrzałam z niechęcią na fotel odwrócony tyłem. Osoba na nim siedziąca nawet nie zauważyła mojej obecności. Odchrząknęłam. Postać zerwała się na równe nogi, jednym ruchem doskoczyła do radia i wyłączyła je, nadusiła guzik pilota i uniosła rolety w górę. Potem odwróciła się w moim kierunku.
- Cześć.
Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. Ten mierzący metr osiemdziesiąt, dobrze zbudowany i naprawdę przystojny chłopak w rozpiętej, granatowej koszuli w kratę był Arthurem! Tym Arthurem, który gonił mnie z żabami w rękach!
- Cześć..- zaczęłam niepewnie. W mojej głowie wciąż wirowało pytanie "To naprawdę jest Arthur?!". Uśmiechnął się, przez co nie pozostawił mi już żadnych złudzeń, uśmiech cwaniaczka pozostał bez zmiany. Tylko na przystojnej, młodzieńczej twarzy malował się raczej jak uśmiech amanta starego kina. Nie wiedzieć czemu na myśl przyszedł mi sam James Dean...
- Nie sądziłem, że przyjdziesz- powiedział i podrapał się niepewnie po karku.
- Dlaczego?- zapytałam i udając wyluzowaną usiadłam na sofie pod ścianą.
- Nie wiem, zwykle przyjeżdżali tylko twoi rodzice. W sumie to cię nawet rozumiem.- spojrzałam zaintrygowana- Też nie chciałbym, żeby na siłę ktoś próbował zeswatać mnie z dawnym sąsiadem. 
Uśmiechnął się, jakby rozbawiony samym wspomnieniem naszej młodości- Napijesz się czegoś? Soku? Coli? Może czegoś mocniejszego?
- Oj, przydałoby się..- szepnęłam do siebie.
- Mówisz? W takim razie coś mocniejszego. 
- Nie, nie. To znaczy chętnie, uwierz, ale nie teraz. Nie chcę żeby rodzice wyczuli, że piłam. Mam dość problemów, żeby jeszcze musieć się z nimi użerać. 
- Ok. Nie zmuszam. -Uśmiechnęłam się wdzięczna- Ale wiesz co? Robię tu dzisiaj małą imprezę. Czuj się zaproszona.
- Imprezę?
- Taa.. kilku znajomych..którzy przyprowadzą kilku znajomych, którzy..
- Czekaj, niech zgadnę. Też mają znajomych.
- Dokładnie- uśmiechnął się szeroko i opadł na kanapę obok mnie- Kurde, naprawdę dawno cię nie widziałem..
Nasze spojrzenia się spotkały. To zły znak, myślałam napięcie, bardzo zły znak.
- Zagramy?- zerwałam się na równe nogi i wskazałam w stronę konsoli.
- Jasne- opuścił głowę i kpiąco się uśmiechnął- Ale pamiętaj, że jestem w tym mistrzem.

 Siedziałam na łóżku i wybierałam strój na imprezę Arthura. A raczej próbowałam wybrać, bo nie mogłam się skupić. Bez przerwy myślałam o dzisiejszym dniu. O zerwaniu z Tomem, o Arthurze, o tym jak się zmienił i jak dobrze się z nim bawiłam. To niesamowite, myślałam, jest naprawdę świetnym facetem. Do pokoju weszła mama.
- I jak córcia? Wybrałaś coś na imprezę?
Uniosłam głowę i spojrzałam na nią z ironią.
- Mamo..
- Spokojnie. Nie mam zamiaru cię z nikim swatać. Tylko naprawdę dobrze ze sobą wyglądaliście. Ale rozumiem, jest Tom.
Uśmiech zniknął  z mojej twarzy.
- Tak właściwie to Toma już nie ma- szepnęłam, a moje plecy przeszedł dreszcz. 
Mama wyraźnie się ożywiła.
- Doprawdy?- nawet nie kryła radości- Powiem ci szczerze, że nigdy go nie lubiłam.
- Doprawdy?- powtórzyłam ironicznie- Problem w tym, że ja go lubiłam.
- Skarbie, tak już jest. Coś się kończy, żeby coś mogło się zacząć.- mrugnęła porozumiewawczo, a mi puściły nerwy.
- Dziękuję bardzo za troskę. Sama poradzę sobie z zerwaniem a tym bardziej z ciuchami. Możesz iść.
- Córcia..
- Możesz iść.
Mama uśmiechnęła się blado i wyszła z pokoju. 
Nie było mi głupio. Zerwałam z moim pierwszym prawdziwym chłopakiem, bo mnie zdradzał. A zamiast słów pocieszenia zastałam kolejną próbę swatania mnie z synem Jonesów. Nagle do głowy wpadła mi po raz pierwszy w życiu myśl, że chcę być z nim zeswatana. Pokręciłam głową. 
- Nie, nie, nie...Nie- zauważyłam obcisłą granatową sukienkę w czerwone kwiatki przed kolano leżącą na krześle- Już wiem co założę.

 Gdy weszłam na jacht impreza trwała w najlepsze. Głośna muzyka i litry alkoholu, były czymś, czego teraz bardzo potrzebowałam. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się szybko, a moim oczom ukazał się Arthur. Miał na sobie luźną błękitną koszulę rozpiętą pod szyją, ciemne jeansy i włosy lekko uniesione na żel. Zdecydowanie skupiał na sobie uwagę płci pięknej. Dziewczyny chichotały, gdy tylko na nie spojrzał.
- No proszę- wskazałam głową na tłum dziewczyn wpatrujących się w Arthura- Widzę, że masz tu niezły fan club..
Roześmiał się.
- Nie musisz być zazdrosna. Tylko ciebie goniłem z żabami.
- Głupi..
- Chodź zatańczymy.
- Może najpierw się napijmy?- spojrzałam z utęsknieniem na bar- Nie potrafię tańczyć na sucho.
- Mówiłem ci już, że cię kocham?- zapytał klękając na podłodze- Wyjdź za mnie.
Roześmiałam się, naprawdę potrafił poprawić mi humor.
- Wstawaj, bo twoje koleżanki mnie uduszą.
Usiedliśmy brzy barze. Zamówiłam jednego drinka, potem następnego, po czwartym przestałam liczyć. Zwykle nie piję tak dużo, chyba po prostu musiałam utopić w czymś Toma, który stale jeszcze siedział w mojej głowie. Nagle Jones zerwał się z krzesła.
- Muszę ci kogoś przedstawić- szepnął mi do ucha- Liam! Tutaj!
- Liam?- próbowałam przypomnieć sobie skąd znam to imię, ale kilka szklaneczek Sex on the beach wymyło całą moją pamięć. 
- Hilary, to mój kumpel Liam, Liam to jest..
- Znamy się- odezwał się znajomy głos. Odwróciłam się lekko.
- Taa.. znamy.
Patrzyliśmy na siebie dłuższą chwilę, aż w końcu odezwał się Arthur.
- Znacie? Skąd?
- Hilary była na przesłuchaniu. Wymiata na gitarze..
- Wciąż grasz?- Jones spojrzał na mnie z podziwem.
- Prawdziwej miłości się nie zostawia- miałam na myśli gitarę, jednak przez wypity alkohol pomyślałam o Tomie.
Popatrzyli na mnie zmieszani, więc dodałam.
- Bo ja kocham muzykę..- język pomału zaczynał mi się plątać. Byłam na siebie zła, że wypiłam, aż tyle.
- Tak, to było widać- uśmiechnął się Liam- Jutro nagrywacie, tak?
- C-co?- nagle dotarło do mnie, że jutro jest data pierwszego nagrywania, a potem, że stanę z Tomem twarzą w twarz. Brawo Hilary, pomyślałam, ciekawe jak spędzisz cały dzień w studiu będąc na kacu- Cholera.. muszę to wytańczyć- zwróciłam się do Arthura, który już wyciągał do mnie dłonie, gdy nagle jakaś natapirowana brunetka pociągnęła go na parkiet. Rzucił mi przepraszające spojrzenie i zniknął w tłumie.
Westchnęłam zrezygnowana.
- Jeśli chcesz ja mogę z tobą zatańczyć- szepnął nieśmiało Liam. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Nadal tu jesteś.. Kurcze, przepraszam nie powinnam była tyle pić. Pewnie, chodźmy tańczyć. 
Pomógł mi wstać i zaprowadził mnie na parkiet. Muzyka grała głośno, bardzo głośno. Początkowo tańczyliśmy daleko od siebie, z czasem coraz wyraźniej czułam jego wodę po goleniu, ciepło skóry, w końcu byliśmy tylko kilka milimetrów od siebie. Pocałował mnie, albo może ja jego. Potem widziałam tylko jego ciepłe oczy, Arthura, nagi tors, w końcu tylko ciemność.
 

  

czwartek, 20 lutego 2014

ROZDZIAŁ IV 

LA LA LALA LA LA LALA 

 W pokoju było ciemno. Leżałam w łóżku i wierciłam się niespokojnie, nie mogąc zasnąć. Mijały długie godziny, a ja wciąż nie odpłynęłam do krainy Morfeusza. Przez moją głowę przepływały tysiące myśli. Trapiło mnie ohydne uczucie, że drogi moja i Toma rozchodzą się. Byliśmy razem już tak długo, tak wiele razem przeszliśmy, dlaczego więc byłam taka niespokojna...
   
Otworzyłam oczy. nerwowo rozejrzałam się dookoła, ale przez wszechogarniającą ciemność nie dostrzegłam żadnego kształtu, niczego co byłoby znajome. Nagle poczułam podmuch silnego wiatru, który spowodował, że zaczęłam drżeć z zimna. Zdawało mi się, że ktoś otworzył wszystkie okna w pokoju. Odwróciłam się napięcie. Nadal jednak nikogo nie widziałam, ani nie słyszałam. Jednak poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu, podskoczyłam jak oparzona. 
- Kto tu jest?- zapytałam, jednak ręka już dawno się cofnęła, a w pokoju znów nastała cisza - Kto tu jest?- zapytałam mniej pewnie.
Ktoś się roześmiał, był to jednak znajomy śmiech.
- Tom? Czy to ty?
Niewielka strużka bladożółtego światła padła na twarz mojego chłopaka. 
- Dzięki Bogu to ty...- chciałam się do niego zbliżyć, jednak czułam, że moje nogi są sparaliżowane. Jakbym wpadła w jakąś kleistą substancję i nie mogła się wydostać. Na ten widok Tom roześmiał się jeszcze głośniej.
- Biedactwo... zupełnie sama w ciemności...
- Daj spokój Tom. Wiem, że jesteś jeszcze na mnie zły, ale to nie powód, żebyś robił sobie ze mnie jaja. 
Pojawiła się znikąd. Wysoka brunetka z długimi nogami i pełnymi ustami. Podeszła do Toma i namiętnie go pocałowała. Dotarło do mnie, że ją znam. To ona była recepcjonistką w siedzibie wytwórni.
- Odczep się od niego!- krzyknęłam, jednak mój głos przepadł bez echa. Teraz nie mogłam wydusić ani słowa. W tym czasie do Toma zaczęły podchodzić kolejne dziewczyny. Rebbeca, którą poznał na wakacjach i którą przedstawił mi jako znajomą, równocześnie z nią flirtując. Paula, śliczna dziewczyna, która udzielała mu korepetycji z matmy. Problem w tym, że Tom jest bardzo dobrym matematykiem. W końcu Sandy, jego była dziewczyna, z którą podobno tylko się przyjaźnił. Wierzyłam w to, chociaż przyłapałam ich kiedyś w bardzo niezręcznej sytuacji. Spuściłam wzrok, po moich policzkach płynęły łzy. Chciałam przestać płakać, jednak nie mogłam. W moich uszach wciąż brzmiały słowa Jacka, przed oczami wciąż miałam wkurzonego Toma. Zaczęłam się trząść, ręce dygotały mi jak szalone, a serce omal nie wyskoczyło z piersi.

Obudziłam się z krzykiem. Nerwowo rozejrzałam się po pokoju. Był już ranek.
- Cholerny, głupi, pokręcony sen- zaklęłam na głos i uśmiechnęłam się sama do siebie, żeby podnieść się na duchu- To był tylko głupi sen...
Sama nie bardzo wierzyłam w to co mówiłam. Wszystkie elementy nagle zaczynały do siebie pasować, zaczynały tworzyć całość. Wakacje Toma, korepetycje, wyjazdy za miasto z byłą dziewczyną i jeszcze ta cholerna recepcjonistka. Nagle coś we mnie pękło.
- To o tym mówił Jack- szepnęłam- Tom od dawna mnie zdradza...
Dobiegło mnie pukanie do drzwi. Stłumiłam płacz i zawołałam:
- Nie śpię!
Do pokoju weszła mama. Miała na sobie sukienkę w kwiaty i beżowy, letni płaszcz.
- Zostaliśmy zaproszeni na rejs jachtem przez Jonesów. Pamiętasz Jonesów, tak?
- Nie- skłamałam. Jak mogłabym ich nie pamiętać. Odkąd skończyłam pięć lat, próbowali zeswatać mnie z ich synem.
- Jak to nie? Kochanie, a nie pamiętasz Arthura?- jak widać nie tylko oni- Tak, czy siak... Jedziesz z nami?
- Dziękuję, ale raczej odpuszczę sobie ten rejs.
Mama była widocznie niezadowolona, jednak tylko przewróciła oczami i powiedziała:
- Jak wolisz. Teraz jedziemy na chwilkę do kancelarii, przyjdą klienci. Do Jonesów pojedziemy koło dwunastej. Zadzwoń jakbyś zmieniła zdanie.
- Mmmm...- przytaknęłam niechętnie.
Mama wyszła, zostawiając mnie sam na sam z czarnymi myślami.

Siedziałam w kuchni i kończyłam śniadanie, gdy przez kuchenne drzwi do środka wparował Tom.
- Hej skarbie!- zawołał radośnie i podszedł do mnie, żeby mnie pocałować. Ja jednak zerwałam się z krzesła i ruszyłam w stronę zlewu, żeby umyć naczynia.
- Nadal jesteś zła za wczoraj?- zapytał.
- Nie. 
- No to o co chodzi?
- O nic.
- Ależ oczywiście! O nic! Czyli nie odzywasz się do mnie, bo "nic" nie zrobiłem, tak?
Ze złości upuściłam talerz, który z trzaskiem upadł w zlewie.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?!- wybuchnęłam. Wszystkie przeczucia, które kłębiły się we mnie od dawna nabrały wreszcie realnych kształtów. Tom spojrzał na mnie zaskoczony, jednak nie dał po sobie poznać, że mój wybuch wytrącił go z równowagi.
- Chcę- powiedział spokojnie.
- Ok- odwróciłam się w jego stronę, oparłam ręce na talii i spojrzałam mu głęboko w oczy- Chodzi o Rebecce, chodzi o Paule, chodzi o Sandy, chodzi o recepcjonistkę i o każdą cholerną idiotkę, z którą mnie zdradziłeś!
Otworzył szerzej oczy, przełknął ślinę i zapytał:
- Kto ci powiedział? Jack?
Ręce mi opadły.
- O mój... Ty nawet nie próbujesz zaprzeczać! Cholera! Ty nawet nie zaprzeczasz!- pokręciłam głową z niedowierzaniem- Tak się składa, że nie jestem taką idiotką, za jaką mnie masz. Nikt nie musiał mi mówić. Sama się domyśliłam. Cholera, wiesz co jest najgorsze?- nie oczekując odpowiedzi, ciągnęłam dalej- Że ja o tym wiedziałam od dawna. Od dawna wiedziałam, że mój chłopak mnie zdradza, tylko kochałam go zbyt mocno, żeby w to uwierzyć...
- Kochałam?- zapytał- Co to znaczy?
- Chyba nie muszę tego wyjaśniać?
- Zrywasz ze mną?
Milczałam.
- Zrywasz? Po tych cholernych dwóch latach?! Kiedy ja cię zdążyłem pokochać?!
Roześmiałam się smutno.
- Lepszym pytaniem jest, czy w ciągu tych dwóch lat był czas kiedy byłeś TYLKO ze mną?
Tym razem on milczał. To wyjaśniło wszystko.
- A teraz wyjdź. Mam zaplanowany rejs jachtem, mam tam być za godzinę. 
- Hill, posłuchaj...
- Nie. Już mi wystarczy. Po prostu wyjdź... I nie mów już do mnie Hill, od dziś nie jesteśmy już razem.