.

.
1D 4ever

środa, 19 marca 2014

Kochane!
Przerwa była długa, baardzo długa zbyt dłuuuga.. ale wynikała z natłoku moich obowiązków.
Już coraz bliżej do mojej matury, do tego treningi, szkoła, opieka nad rodzeństwem :/// utrapienie.
W końcu znalazłam chwilę wolnego, żeby coś nabazgrać. :D
W ramach rekompensaty (tak wiem, że to mało) wstawiam dwie kolejne części :)) Mam nadzieję, że się spodobają.
Komentujcie! Oceniajcie!

Pozdrawiam i dziękuję za cierpliwość,

PEACE&LOVE
"M"

ROZDZIAŁ VI

RUM PUM PUM RUM PUM PUM.. TSSS..

 Zmrużyłam oczy przed ostrym światłem wdzierającym się do środka pokoju. Rozejrzałam się dookoła i krzyknęłam z przerażenia. To nie był mój dom. Leżałam w kajucie Arthura na jego jachcie.
- O mój...- chciało mi się płakać.
Ze strachem spojrzałam pod kołdrę. Miałam na sobie tylko męską koszulę.
- Nie wierzę..- próbowałam sobie przypomnieć co stało się poprzedniej nocy, myślałam, myślałam, jednak nic nie przychodziło mi do głowy- Przespałam się z jakimś facetem i nawet tego nie pamiętam. 
Rozpłakałam się. Z bezsilności, ze złości na swoją głupotę. Po prostu płakałam. Poczułam się jak ostatnia szmata. W dniu, w którym zerwałam z chłopakiem, pijana wskoczyłam do łóżka innemu. Cholerna impreza, cholerny alkohol, cholernie głupia.. ja. 
 To nie tak, że to był mój pierwszy raz. W drugą rocznicę naszego związku zrobiłam to z Tomem, tylko, że wtedy bardzo tego chciałam,  zrobiłam to z chłopakiem, którego kocham... kochałam.
-Ughh.. wszystko jedno. Jestem idiotką, cholerną idiotką- klęłam na siebie. Byłam wściekła, naprawdę wściekła, że to zrobiłam. Powoli usiadłam na boku łóżka. Spojrzałam na moje dłonie, okropnie mocno drżały. Drżały również moje nogi. Łzy bezsilności wciąż spływały po mojej twarzy i kapały na męską koszulę. Koszula! Spróbowałam przypomnieć sobie kto miał na sobie błękitną koszulę. 
-Arthur!- wykrzyknęłam, ale potem zdałam sobie sprawę, że oprócz niego na imprezie było mnóstwo facetów w niebieskich, błękitnych i białych koszulach. Było ciemno, mogłam dobrze nie widzieć koloru. Powoli wstałam, jednak zaraz upadłam na kolana. Rozpłakałam się na dobre. Marzyłam tylko o tym, żeby zmyć z siebie ślady wczorajszej nocy i zapomnieć o tym wszystkim. Nagle ktoś wtoczył się do kajuty. Szczelniej zakryłam się koszulą i wyjrzałam zza łóżka. Arthur wyglądał równie źle jak ja. 
Ma na sobie koszulę, pomyślałam. Faktycznie, koszula chłopaka mimo, że poplamiona i wygnieciona wciąż okrywała jego tors. Widać było, że ma okropnego kaca, jednak zdołał mnie zauważyć. 
- Hill?
Zakryłam twarz dłońmi.
- Hilli, co się stało? Hej..- podszedł, usiadł na ziemi koło mnie i objął mnie ramieniem.
- Gdybym tylko wiedziała.- roześmiałam się smutno- Niczego nie pamiętam.
- Pocieszę cię jak powiem, że ja też nie? Obudziłem się pod barem. Chyba tam chowałem się przed Maggie.
- Maggie?- zapytałam i pociągnęłam nosem.
- Maggie- wstrząsnął się na dźwięk tego imienia- Nie dawała mi żyć przez całą imprezę.
- Przynajmniej się z nią nie przespałeś..- odpowiedziałam cicho.
Popatrzył na mnie dłuższą chwilę, potem powiedział.
- Weź prysznic i się ubierz. Ja zrobię jakieś śniadanie, a potem odwiozę cię do studia.
- Studia?
- Ta, akurat fragment o płycie zapamiętałem bardzo dobrze.
- To nie jest dobry pomysł... Prędzej się tam popłaczę niż cokolwiek zagram.
- Ok. Fakt. Popełniłaś jakiś tam błąd, ale właśnie teraz powinnaś zająć się czymś innym, niż myśleniem o tym co się stało. 
- Jakiś tam błąd?- parodiowałam jego słowa.
- Jesteś dzielną dziewczynką, zawsze byłaś. Teraz też sobie poradzisz... Pamiętasz..
- Co?
- Nie ważne..
- Czy pamiętam który to był, tak?
Przytaknął niepewnie, a mi znów zebrało się na płacz.
- Nie..
Spuścił wzrok, dłuższą chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
- Masz rację- powiedziałam w końcu- Jestem dzielna i dam sobie radę.

Arthur zgłośnił muzykę. Niebieski Jaguar XKR cabrio ciął asfalt. Wiedziałam, że Jones miał bzika na punkcie szybkich samochodów już od najmłodszych lat, ale ten samochód traktował jak żywą istotę. Jak kobietę na pierwszej randce. Kochał to auto zresztą, jak twierdził, z wzajemnością. 
- Anabella chyba cię lubi- powiedział.
- Kto?
- Anabella- widząc moje zmieszanie, dodał- Samochód.
Roześmiałam się szczerze. 
- W takim razie ja też ją lubię. Ale Anabella? To dość stare imię a auto jest bardzo nowoczesne.
- Wierzę w tradycję...
- No tak!- wykrzyknęłam- Twój pierwszy model! Lady Anabella- Arthur po prostu kochał swój pierwszy model Jaguara z 68. roku, który dostał na dziewiąte urodziny.
- Pamiętasz...
- Niektórych rzeczy się nie zapomina żabiaku.
Spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął. 
- Właśnie taka powinnaś być zawsze. Uśmiechnięta.
Faktycznie, przez całą drogę ani razu nie pomyślałam o tym co się stało.
- Dziękuję- szepnęłam, gdy podjechaliśmy pod budynek wytwórni.
- Daj spokój, to tylko kilka kilometrów.
- Nie, ja dziękuję za wszystko.
Mrugnął lekko i szepnął
- Rozłóż ich na łopatki. 
Wyciągnęłam z bagażnika gitarę, po którą podjechaliśmy do mojego domu. Rodzice na szczęście wczorajszą noc spędzili na jakimś bankiecie, nie miałabym bowiem siły odpowiadać na ich niekończące się pytania. Bo niby co miałabym powiedzieć? "Kochani było świetnie, Arthur bardzo miły jak zawsze, jedzenie smaczne.. a i pieprzyłam się z jakimś obcym! Kocham was!" 
- Ughh..jestem skończoną kretynką..
Weszłam do budynku wytwórni, na kanapie siedzieli Jack i Mike. Gdy tylko mnie zobaczyli zerwali się na równe nogi, podbiegli i szczęśliwi mnie objęli.
- A co to? Dzień dobroci dla Hilary?
- Nie.. Stara! Myśleliśmy, że się nie pojawisz- powiedział Mike i ucałował mnie w policzek.
- Co? Niby dlaczego?
- Tom nam powiedział- szepnął Jack- Przykro...przykro nam.
- Daj spokój. Jest ok.
Naprawdę myślałam, że jest ok. Miałam przecież dużo poważniejsze zmartwienia niż Tom, a jednak, gdy wyszedł zza zakrętu, moje serce ścisnął ból. Miał na sobie koszulę, którą kupiłam mu parę tygodni temu. Granatową, w biało-czerwoną kratę. Wyglądał w niej idealnie. Dopiero po chwili zauważyłam wysoką blondyneczkę z recepcji, która kurczowo trzymała jego dłoń.
Nie wierzę.. już znalazł pocieszenie, pomyślałam.
Gdy tylko mnie zobaczył puścił dłoń dziewczyny. Była tym faktem widocznie zmartwiona, odwróciła się na piecie i poszła w stronę studia.
- Hill..jesteś..- szepnął.
- Jak widać jestem- uśmiechnęłam się wyzywająco- I mam na imię Hilary, pamiętasz?
Jack i Mike zrobili krok w tył.
- To my pójdziemy do studia- szepnął perkusista.
Tom kiwnął im głową.
- Zaraz dołączymy. Ślicznie wyglądasz- zwrócił się  do mnie.
- A co? Myślałeś, że założę stary dres i będę rozpaczać za miłością mojego życia. Daj spokój to nie melodramat dla nastolatków.
-Mógłby nim być. Wtedy wrócilibyśmy do siebie, tuż przed napisami końcowymi.
Roześmiałam się smutno.
- Tak? A jakbyś to wytłumaczył nowej dzieweczce? 
- Daj spokój, Hill, przyczepiła się do mnie i tyle. Nie musisz być zazdrosna.
- Ha! Zazdrosna.. proszę cię. Nie mam co do tego powodów.
Nagle zorientowałam się, że jestem trochę zazdrosna, bo ona dotykała tej jego cholernej koszuli.
Tom chciał coś powiedzieć, gdy nagle drzwi wejściowe rozsunęły się. Do środka wszedł Liam. Na mój widok rozpromienił się. Podszedł, objął  mnie w talii i ucałował w policzek.
- Hej piękna. Przepraszam, że się zmyłem, ale musiałem ogarnąć wszystko na wasze nagranie. W kieszeni koszuli zostawiłem list...
- Liam!- jakiś facet w zielonym swetrze właśnie go zawołał.
- Muszę lecieć.. Spotkajmy się później, ok? A cześć Tom.
- Cześć- odparł Tom wpatrując się we mnie, w końcu powiedział- Do mnie masz pretensje, tak? A ty to co? Już masz pocieszenie?
Był zły, był bardzo zły, ale do mnie nie docierały jego słowa. Stałam jak sparaliżowana. Nie przespałam się z kimś obcym, przespałam się z Liamem Payne'm...  




ROZDZIAŁ V

UUUUUUU LA LA LA LA LA...

 Niepewnie weszłam na pokład jachtu. Rodzice uwielbiali tych całych Jonesów, a mnie na siłę chcieli zeswatać z ich głupiutkim syneczkiem Arthurem. Odkąd tylko pamiętam jeździliśmy na wspólne wakacje. Rodzice zostawiali nas wtedy samych na plaży i szli do którejś z modnych knajpek. Arthur był niski, miał odstające uszy i uśmiech cwaniaczka. Brał do rąk obślizgłe żaby i gonił mnie z nimi po całej plaży. 
 Potrząsnęłam głową z obrzydzeniem. Gdy pięć lat temu dowiedziałam się, że Jonesowie wyjeżdżają, nie mogłam uwierzyć własnemu szczęściu. Dla mnie znaczyło to przebywanie z dala od świrniętego Arthura Jonesa i jego paskudnych żab. Do domu przyjechali w zeszłym miesiącu, nie mówiąc nikomu o swoim powrocie. Rodzice przypadkowo spotkali ich w jednej z restauracji. Od tego czasu znów zaczęła się mania na "Pamiętasz Arthura, kochanie?" albo "Arthur tak wyprzystojniał". Na szczęście byłam w związku z Tomem i nie mogli zmuszać mnie do tych głupich spotkań. Coś we mnie drgnęło. No tak, pomyślałam, ale teraz już nie jestem z Tomem. Przymrużyłam oczy, żeby powstrzymać płacz.
- Hilary! Jak miło cię widzieć! O mój Boże! Jak ty wyrosłaś!- pani Jones zbiegła po schodach i uścisnęła mnie mocno.
- Dzień dobry, mi również jest miło panią widzieć- tak naprawdę zawsze lubiłam panią Jones i jej nadopiekuńczość. Bałam się tylko tego co nastąpi za chwilę..- Arthur jest pod pokładem. Zawołać go, czy sama trafisz?
Tylko tego brakowało.
- Trafię sama, dziękuję. 
Uśmiechnęła się szeroko.
- W takim razie zapraszam na lunch, za jakieś półtorej godziny.- zaszczebiotała i popędziła na górę pokładu- Kochani, Hilary już jest! Wysłałam ją do Arthura!
Potem usłyszałam jeszcze jakieś szepty i zauważyłam głowę mojej mamy wychylającą się ciekawie znad barierek.
Cholera jasna, pomyślałam, po co ja tu przyjechałam. Przełknęłam ślinę i weszłam do kajuty, z której dochodziły odgłosy jakiejś muzyki. W pomieszczeniu było raczej ciemno, słońce wpadało tu tylko poprzez szczeliny w roletach. Radio podkręcone było na maksa, a na wielkim ekranie telewizyjnym wyświetlała się jakaś wojenna gra komputerowa. Spojrzałam z niechęcią na fotel odwrócony tyłem. Osoba na nim siedziąca nawet nie zauważyła mojej obecności. Odchrząknęłam. Postać zerwała się na równe nogi, jednym ruchem doskoczyła do radia i wyłączyła je, nadusiła guzik pilota i uniosła rolety w górę. Potem odwróciła się w moim kierunku.
- Cześć.
Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. Ten mierzący metr osiemdziesiąt, dobrze zbudowany i naprawdę przystojny chłopak w rozpiętej, granatowej koszuli w kratę był Arthurem! Tym Arthurem, który gonił mnie z żabami w rękach!
- Cześć..- zaczęłam niepewnie. W mojej głowie wciąż wirowało pytanie "To naprawdę jest Arthur?!". Uśmiechnął się, przez co nie pozostawił mi już żadnych złudzeń, uśmiech cwaniaczka pozostał bez zmiany. Tylko na przystojnej, młodzieńczej twarzy malował się raczej jak uśmiech amanta starego kina. Nie wiedzieć czemu na myśl przyszedł mi sam James Dean...
- Nie sądziłem, że przyjdziesz- powiedział i podrapał się niepewnie po karku.
- Dlaczego?- zapytałam i udając wyluzowaną usiadłam na sofie pod ścianą.
- Nie wiem, zwykle przyjeżdżali tylko twoi rodzice. W sumie to cię nawet rozumiem.- spojrzałam zaintrygowana- Też nie chciałbym, żeby na siłę ktoś próbował zeswatać mnie z dawnym sąsiadem. 
Uśmiechnął się, jakby rozbawiony samym wspomnieniem naszej młodości- Napijesz się czegoś? Soku? Coli? Może czegoś mocniejszego?
- Oj, przydałoby się..- szepnęłam do siebie.
- Mówisz? W takim razie coś mocniejszego. 
- Nie, nie. To znaczy chętnie, uwierz, ale nie teraz. Nie chcę żeby rodzice wyczuli, że piłam. Mam dość problemów, żeby jeszcze musieć się z nimi użerać. 
- Ok. Nie zmuszam. -Uśmiechnęłam się wdzięczna- Ale wiesz co? Robię tu dzisiaj małą imprezę. Czuj się zaproszona.
- Imprezę?
- Taa.. kilku znajomych..którzy przyprowadzą kilku znajomych, którzy..
- Czekaj, niech zgadnę. Też mają znajomych.
- Dokładnie- uśmiechnął się szeroko i opadł na kanapę obok mnie- Kurde, naprawdę dawno cię nie widziałem..
Nasze spojrzenia się spotkały. To zły znak, myślałam napięcie, bardzo zły znak.
- Zagramy?- zerwałam się na równe nogi i wskazałam w stronę konsoli.
- Jasne- opuścił głowę i kpiąco się uśmiechnął- Ale pamiętaj, że jestem w tym mistrzem.

 Siedziałam na łóżku i wybierałam strój na imprezę Arthura. A raczej próbowałam wybrać, bo nie mogłam się skupić. Bez przerwy myślałam o dzisiejszym dniu. O zerwaniu z Tomem, o Arthurze, o tym jak się zmienił i jak dobrze się z nim bawiłam. To niesamowite, myślałam, jest naprawdę świetnym facetem. Do pokoju weszła mama.
- I jak córcia? Wybrałaś coś na imprezę?
Uniosłam głowę i spojrzałam na nią z ironią.
- Mamo..
- Spokojnie. Nie mam zamiaru cię z nikim swatać. Tylko naprawdę dobrze ze sobą wyglądaliście. Ale rozumiem, jest Tom.
Uśmiech zniknął  z mojej twarzy.
- Tak właściwie to Toma już nie ma- szepnęłam, a moje plecy przeszedł dreszcz. 
Mama wyraźnie się ożywiła.
- Doprawdy?- nawet nie kryła radości- Powiem ci szczerze, że nigdy go nie lubiłam.
- Doprawdy?- powtórzyłam ironicznie- Problem w tym, że ja go lubiłam.
- Skarbie, tak już jest. Coś się kończy, żeby coś mogło się zacząć.- mrugnęła porozumiewawczo, a mi puściły nerwy.
- Dziękuję bardzo za troskę. Sama poradzę sobie z zerwaniem a tym bardziej z ciuchami. Możesz iść.
- Córcia..
- Możesz iść.
Mama uśmiechnęła się blado i wyszła z pokoju. 
Nie było mi głupio. Zerwałam z moim pierwszym prawdziwym chłopakiem, bo mnie zdradzał. A zamiast słów pocieszenia zastałam kolejną próbę swatania mnie z synem Jonesów. Nagle do głowy wpadła mi po raz pierwszy w życiu myśl, że chcę być z nim zeswatana. Pokręciłam głową. 
- Nie, nie, nie...Nie- zauważyłam obcisłą granatową sukienkę w czerwone kwiatki przed kolano leżącą na krześle- Już wiem co założę.

 Gdy weszłam na jacht impreza trwała w najlepsze. Głośna muzyka i litry alkoholu, były czymś, czego teraz bardzo potrzebowałam. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się szybko, a moim oczom ukazał się Arthur. Miał na sobie luźną błękitną koszulę rozpiętą pod szyją, ciemne jeansy i włosy lekko uniesione na żel. Zdecydowanie skupiał na sobie uwagę płci pięknej. Dziewczyny chichotały, gdy tylko na nie spojrzał.
- No proszę- wskazałam głową na tłum dziewczyn wpatrujących się w Arthura- Widzę, że masz tu niezły fan club..
Roześmiał się.
- Nie musisz być zazdrosna. Tylko ciebie goniłem z żabami.
- Głupi..
- Chodź zatańczymy.
- Może najpierw się napijmy?- spojrzałam z utęsknieniem na bar- Nie potrafię tańczyć na sucho.
- Mówiłem ci już, że cię kocham?- zapytał klękając na podłodze- Wyjdź za mnie.
Roześmiałam się, naprawdę potrafił poprawić mi humor.
- Wstawaj, bo twoje koleżanki mnie uduszą.
Usiedliśmy brzy barze. Zamówiłam jednego drinka, potem następnego, po czwartym przestałam liczyć. Zwykle nie piję tak dużo, chyba po prostu musiałam utopić w czymś Toma, który stale jeszcze siedział w mojej głowie. Nagle Jones zerwał się z krzesła.
- Muszę ci kogoś przedstawić- szepnął mi do ucha- Liam! Tutaj!
- Liam?- próbowałam przypomnieć sobie skąd znam to imię, ale kilka szklaneczek Sex on the beach wymyło całą moją pamięć. 
- Hilary, to mój kumpel Liam, Liam to jest..
- Znamy się- odezwał się znajomy głos. Odwróciłam się lekko.
- Taa.. znamy.
Patrzyliśmy na siebie dłuższą chwilę, aż w końcu odezwał się Arthur.
- Znacie? Skąd?
- Hilary była na przesłuchaniu. Wymiata na gitarze..
- Wciąż grasz?- Jones spojrzał na mnie z podziwem.
- Prawdziwej miłości się nie zostawia- miałam na myśli gitarę, jednak przez wypity alkohol pomyślałam o Tomie.
Popatrzyli na mnie zmieszani, więc dodałam.
- Bo ja kocham muzykę..- język pomału zaczynał mi się plątać. Byłam na siebie zła, że wypiłam, aż tyle.
- Tak, to było widać- uśmiechnął się Liam- Jutro nagrywacie, tak?
- C-co?- nagle dotarło do mnie, że jutro jest data pierwszego nagrywania, a potem, że stanę z Tomem twarzą w twarz. Brawo Hilary, pomyślałam, ciekawe jak spędzisz cały dzień w studiu będąc na kacu- Cholera.. muszę to wytańczyć- zwróciłam się do Arthura, który już wyciągał do mnie dłonie, gdy nagle jakaś natapirowana brunetka pociągnęła go na parkiet. Rzucił mi przepraszające spojrzenie i zniknął w tłumie.
Westchnęłam zrezygnowana.
- Jeśli chcesz ja mogę z tobą zatańczyć- szepnął nieśmiało Liam. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Nadal tu jesteś.. Kurcze, przepraszam nie powinnam była tyle pić. Pewnie, chodźmy tańczyć. 
Pomógł mi wstać i zaprowadził mnie na parkiet. Muzyka grała głośno, bardzo głośno. Początkowo tańczyliśmy daleko od siebie, z czasem coraz wyraźniej czułam jego wodę po goleniu, ciepło skóry, w końcu byliśmy tylko kilka milimetrów od siebie. Pocałował mnie, albo może ja jego. Potem widziałam tylko jego ciepłe oczy, Arthura, nagi tors, w końcu tylko ciemność.