.

.
1D 4ever

czwartek, 9 stycznia 2014

ROZDZIAŁ 12

CZYLI O TYM JAK PODJĘŁAM DECYZJĘ...

- J-jak t-to?- wyszeptał Louis drżącym głosem.
Ledwie usłyszałam jego słowa, zrobiło mi się słabo, poczułam, że zaraz zemdleję. Cały czas patrzyłam mu w oczy, widziałam w nich przerażenie. Nagle obraz zaczął się rozmywać, czułam, że upadam, potem silne ręce przytrzymujące moje rozdygotane ciało, w końcu tylko ciemność...

Niepewnie otworzyłam oczy. Wszystko było rozmyte, dopiero po chwili doszłam do siebie. Rozejrzałam się dookoła. Ściany wyłożone kafelkami, jaskrawo biały sufit, dwa niewygodne łóżka i stara półka ze rdzewiejącego metalu. Do tego dochodził ohydny zapach leków pomieszanych z środkami do dezynfekcji. Nagle dotarło do mnie. Byłam w szpitalu. Podniosłam głowę z niewygodnej poduszki. W sali, prócz mnie, nie było nikogo. Chciałam zawołać pielęgniarkę, ale głos uwiązł mi w gardle. Przypomniałam sobie co zdarzyło się przed utratą świadomości. Louis był u mnie, zadzwonił telefon, chyba Adam, powiedział, że Robbie nie żyje. Zamknęłam oczy i nerwowo pokręciłam głową. Chciałam odpędzić złe myśli, marzyłam, że to tylko zły sen i że zaraz obudzę się, stanę koło Robbiego i pogramy w Chińczyka, którego tak lubi. Z nadzieją otworzyłam oczy. Nic się nie zmieniło, to nie był sen, to była rzeczywistość.
 Cholernie okrutna rzeczywistość. Robbie był taki malutki. Nie zdążył zrobić tylu rzeczy. Nie nauczył się czytać, ani liczyć, nie zatańczył pierwszego tańca, ani nie zagrał prostej melodii na flecie. Nie zdał egzaminu na prawo jazdy, nie umówił się z dziewczyną na randkę. Nigdy nie spełnił wszystkich marzeń, nigdy się nie zakochał.
 Ciepła łza spłynęła mi po policzku. Otarłam ją wierzchem dłoni, jednak wywołało to odwrotny skutek, zaczęłam płakać mocniej, bez opanowania.
 Zamknięty w czterech ścianach, ze świadomością, że matka go zostawiła, że był niechciany, niepotrzebny. Pozostawiony na łasce lekarzy i pielęgniarek, którzy mając swoje własne życie, nie przejmowali się kolejnym pacjentem.
Zamknęłam oczy. Próbowałam przypomnieć sobie każde spotkanie z Robbiem, każdy szczegół, to jak mrugał, jak wycierał usta malutką serwetką, tylko trochę mniejszą od jego dziecięcej rączki. To jak się uśmiechał. Tak, to był najradośniejszy uśmiech, jaki można sobie wyobrazić. Uśmiech opuszczonego dziecka, mającego świadomość, że nie ma dużo czasu, uśmiech, który zdawał się mówić "Jestem taki szczęśliwy, a ty?"
Nagle dobiegł mnie dźwięk rozmowy. Dwóch mężczyzn rozmawiało ze sobą stojąc pod salą, w której leżałam. Wsłuchałam się mocniej, od razu rozpoznałam głosy Adama i Louisa.
- " Nie rozumiem, jak mogłeś do tego dopuścić..."- Adam mówił wolno i wyraźnie, w jego głosie słychać było oskarżycielski ton.
- " Przecież wiesz, że nie zrobiłem tego specjalnie. Nigdy nie pozwoliłbym, by coś jej się stało"
- "Upadła i uderzyła się w głowę, to mogło skończyć się dużo gorzej niż tylko lekkim wstrząśnieniem mózgu."
Dotarło do mnie dlaczego jestem w szpitalu. W tym momencie przeszył mnie bardzo silny ból w skroni.
- "Złapałem ją, rozumiesz? nie mogłem przewidzieć, że uderzy w tę cholerną balustradę!"- Louis podniósł głos. Bałam się, że któryś nie wytrzyma i rzuci się na drugiego. Jednak zaraz usłyszałam spokojny głos Adama.
- "Masz rację. Nie mogę cię o to obwiniać. Jedno nieszczęście wystarczy, nie chcę się teraz kłócić"
- " Fakt. Uszanujmy pamięć Robbiego..."- Louisowi urwał się głos. Czułam, że zbiera mu się na szloch.
Musiałam tam iść, potrzebował mnie, potrzebowali obaj. Ja także ich potrzebowałam. Spuściłam nogi na ziemię. Moje stopy dotknęły okropnie zimnej posadzki. Chwyciłam szlafrok, który ktoś zostawił na krześle i jednym, płynnym ruchem zerwałam się z materaca. Nie zauważyłam jednak kroplówki przytwierdzonej do mojej dłoni. Pociągnęłam ją na tyle mocno by zakołysać całym stojakiem, który nim się zorientowałam runął na ziemię z okropnym trzaskiem.
- Cholera jasna!- zaklęłam siarczyście.
Louis i Adam zwabieni hałasem wbiegli do sali. Adam, ubrany w kitel lekarski, podbiegł do mnie i uniósł ciężki stelaż w górę i postawił na miejsce. Potem spojrzał na mnie karcąco.
- Powinnaś leżeć, wiesz?
- Wiem. - spojrzałam na niego buntowniczo- Ale jak człowiek zbyt długo leży, to ma zbyt dużo czasu na myślenie. A ja nie chcę teraz myśle...ć.
Naprawdę, nie chciałam się rozpłakać, jednak łzy same spłynęły mi po twarzy. Naraz obaj rzucili się w moim kierunku, chyba chcąc mnie pocieszyć. Jednak zderzyli się ramionami, spojrzeli na siebie wrogo i już otwierali usta, żeby coś powiedzieć, ale wtrąciłam.
- Dziękuję wam. Nie chcę pomocy- nagle coś we mnie pękło. Poczułam, że wzbiera we mnie złość. Byłam zła na nich obu, byłam zła na siebie, ale przede wszystkim byłam zła na los, los, który odebrał mi Robbiego- Nie chcę pomocy przypłaconej kolejną cholernie głupią kłótnią! Nie chcę wyznań miłości, kiedy nie mogę zdecydować, kogo tak naprawdę kocham! Nie chcę obietnic, dobrych rad i rozmów o życiu. Nie chcę znów myśleć nad tym, na którym z was zależy mi bardziej! Nie chcę znów uciekać do rodziców, nie mogąc zdecydować! Wiecie czego chcę?- patrzyli na mnie przerażeni, uspokoiłam głos- Chcę w spokoju powspominać tego malutkiego chłopca, który w jakiś zupełnie niewytłumaczalny sposób, w ciągu zaledwie kilku tygodni zmienił moje życie. Który opowiadał mi o książkach, tak, bardzo dużo mówił o książkach, o przyjaciołach ze szpitala, z którymi czasem się bawił, a najbardziej lubił mówić o miłości. Rozumiecie? On, który prawie w ogóle jej nie zaznał, uważał ją za najpiękniejszą i najważniejszą wartość. Mówił, że kocha wszystkich, bo nie wie kto kocha jego i nie chce nikomu zrobić przykrości brakiem odwzajemnienia...- zamyśliłam się- I ja też tego nie chcę. Dlatego zdecydowałam. Louis- spojrzałam na chłopaka, uniósł wzrok i spojrzał mi głęboko w oczy- Przepraszam, ale muszę zerwać naszą umowę. Muszę zerwać kontakt z wami obojgiem, podjąć decyzję, tak by czyjeś uczucia odwzajemnić. Tak, jak mówił Robbie...

4 komentarze:

  1. Dlaczego tu się wszystko tak komplikuje? Mogłaby już być z Lou i po sprawie. Uwielbiam twojego bloga :))) czekam niecierpliwie na NN ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. 5000? Dałyśmy rade :).

    OdpowiedzUsuń
  3. aaaaa taaaak!
    jesteście wielkie! :3
    dziękuję raz jeszcze

    OdpowiedzUsuń