.

.
1D 4ever

wtorek, 26 listopada 2013

ROZDZIAŁ 2

CZYLI O TYM JAK DZIENNIKARZE ZNISZCZYLI MÓJ IDEALNY ZWIĄZEK

- Ty jesteś...- powtórzyłam, otwierając oczy ze zdumienia.
- Nie słyszałaś, czy coś? Louis. Niezmiernie mi miło.
Odchrząknęłam zmieszana, w końcu jednak przełknęłam ślinę i od niechcenia powiedziałam.
- Jackie. Mi również jest niezmiernie miło.
Po czym spuściłam wzrok i ponownie zajęłam się rysunkiem w szkicowniku. Czułam na sobie jego ciekawskie spojrzenie. W końcu uniosłam oczy.
- No co?
- Nic, nic...- odpowiedział zmieszany- Po prostu już od dawna żadna dziewczyna nie reagowała na mnie tak normalnie, to znaczy, kocham moje fanki, ale czasem miło jest siedzieć z kimś kto nie chce autografu albo zdjęcia.
- Właściwie, to chciałam autograf, ale nie dla mnie. Dla moich sióstr- wspomniałam pokój bliźniaczek, obklejony plakatami One Direction- To wasze największe fanki...
Uśmiechnął się serdecznie.
- Bardzo fajnie to słyszeć. A ty?
- Co ja?
- Czego lubisz słuchać?
Nie sądziłam, że będzie chciał nawiązać rozmowę, jednak odłożyłam szkicownik na siedzenie obok.
- Słucham wszystkiego. Od jazzu, przez rap, aż do rocka. Was też słucham...
- Słuchasz 1D?!
- Tak, ale wyjaśnijmy sobie coś. Lubię waszą muzykę, ale lubię też misie żelki, a nie rzucam się na nie po autograf- mrugnęłam porozumiewawczo. 
Roześmiał się głośno.
- Przed nami długa droga. Opowiedz mi o sobie.
Ze zdumienia uniosłam brwi.
- Mam nudne życie, raczej nie chcesz wiedzieć...
- Przeciwnie.
- W porządku, ale robimy wymianę.
- Co takiego?
- Informacja za informację. Stoi?
Uśmiechnął się łobuzersko.
- Stoi.
Rozmawialiśmy długo, o wszystkim i wszystkich. Opowiadałam mu o moich rodzicach, siostrach- Emily i Hilary, o ukochanej babci i marzeniu bycia w przyszłości ilustratorką książek, zwłaszcza bajek dla dzieci. On również opowiadał o rodzinie, muzyce, zespole. O tym jak zmieniło się jego życie odkąd stał się popularny.
Nawet nie zauważyłam kiedy minęły trzy godziny.
- Jesteśmy- powiedział wyglądając przez okno.
- Gdzie?
- W Londynie, oczywiście!
- Jak to? Już?
- Taa... na miłej rozmowie czas płynie szybciej.
Pociąg leniwie wtoczył się na peron. Wyjrzałam przez okno. Stacja była ogromna.
- Wow!
- Tak, Londyn to naprawdę piękne...- nagle urwał, rzucił się na ziemię.
Spojrzałam zdumiona na jego zachowanie, ponownie wyjrzałam przez okno. Na peronie stała masa dziennikarzy.
- O rany, rany, rany...
- Co jest?
- Ktoś musiał puścić cynk, że wracam tym pociągiem.
- Na mnie nie patrz! Nic nie zrobiłam!
- I co ja teraz zrobię?
- Jak to? Przecież spotykasz fotoreporterów codziennie, powinieneś wiedzieć, co robić.
- Może i tak, ale zwykle są ze mną ochroniarze. Oni mnie dopadną...
- Cóż... było miło, ale muszę uciekać. Za godzinę muszę się stawić w gabinecie rektora. Słyszałam, że Pani Walles nie lubi czekać.
- Co? Zostawisz mnie tak? Błagam, pomóż mi!
- Ughhh.. okey- zrezygnowana opuściłam bagaże- A masz chociaż jakiś plan?
Zastanawiał się dłuższą chwilę, następnie zerwał się na równe nogi.
- Mam...

Wychodziliśmy z pociągu, trzymając się za ręce. On opatulony grubym szalikiem, i w czapce naciśniętej na oczy.
- Nie wiem czy to jest taki dobry pomysł...- szepnęłam zirytowana.
- Jest doskonały! Nigdy nie wpadną na to, że jakiś lamus z dziewczyną u boku, to ja. Przecież, myślą, że jechałem sam.
- I dobrze myślą... Tylko mnie mogła spotkać taka przygoda, kiedy za chwilę mam rozmowę z rektorem! Hura!- dodałam z ironią.
- Wynagrodzę ci to, obiecuję. Podwiozę cię pod samą akademię. Tylko obejmij mnie mocno.
Westchnęłam zrezygnowana. Minęliśmy pasażerów wychodzących z pociągu, potem dziennikarzy i byliśmy przy wyjściu, gdy nagle za plecami usłyszeliśmy dziecięcy głos.
- Louis! To naprawdę ty! Czy mogę autograf?! 
Reporterzy odwrócili się w naszą stronę i już po chwili otaczali nas ze wszystkich stron. Wysoki, dobrze zbudowany reporter Wiadomości Barry Nikolson przepchnął się przez tłum i stanął tuż obok mnie.
- Tutaj Barry Nikolson z Wiadomości porannych. Na żywo relacjonuję powrót młodzieżowego piosenkarza Louisa Tomlinsona, znanego z występów w zespole One Direction! Pojawił się na stacji w Londynie ze swoją dziewczyną, piękną i tajemniczą- spojrzał na szkicownik, który trzymałam w ręku- artystką! Kim jesteś?- spojrzał mi prosto w oczy.
Jestem...- nagle dotarło do mnie co właśnie powiedział- Chwila moment, to naprawdę leci na żywo?
W tym momencie poczułam wibracje w prawej kieszeni kurtki. Wyjęłam telefon i przerażona spojrzałam na wyświetlacz. Wiadomość- od Bena, mojego chłopaka...
" Jackie! oglądam właśnie wiadomości. Wyjechałaś zaledwie parę godzin temu... O CO CHODZI? Zresztą nie odpowiadaj. Musimy to sobie wyjaśnić. Pakuję się i jadę do ciebie..."

poniedziałek, 25 listopada 2013

ROZDZIAŁ 1    

CZYLI O TYM JAK SPAKOWAŁAM WALIZKI I ZACZĘŁAM NAJWIĘKSZĄ PRZYGODĘ MOJEGO ŻYCIA

 Stałam na peronie i już od ponad półgodziny czekałam na pociąg. Był dwunasty dzień stycznia. Temperatura poniżej zera. Na peronie stało mnóstwo ludzi czekających, tak samo jak ja, na pociąg do Londynu. Włożyłam dłonie do kieszeni kurtki i wyciągnęłam ciepłe rękawiczki, owinęłam się mocniej szalikiem i niecierpliwie rozglądałam się za spóźnionym transportem. Za cztery godziny miałam oficjalnie zacząć naukę w elitarnej Szkole Malarstwa i Sztuk Plastycznych. Moich rodziców nie było stać na opłacenie prywatnej szkoły, dlatego od dziecka ciężko pracowałam, by w końcu pod koniec zeszłego semestru otrzymać stypendium. Zostawiłam więc za plecami moje kochane, małe miasteczko, rodzinę, przyjaciół i ukochanego chłopaka. Obiecałam sobie, że nie będę tęsknić, jednak coraz trudniej było mi myśleć o życiu z dala od nich.
Miałam siedemnaście lat, krótkie ciemne włosy i nie sądzę, abym była szczególnie urodziwą osobą. Jedyną rzeczą, której wszyscy mi zazdrościli były moje zielone, wręcz szmaragdowe oczy, jedyna pamiątka po ukochanej babci- artystce. Podobno to po niej odziedziczyłam najlepsze cechy. 
Zamyślona, nie zdawałam sobie sprawy, że ktoś mnie obserwuje, jednak, gdy po moich plecach przebiegł ten specyficzny dreszcz rozejrzałam się zaciekawiona. Nikt jednak nie patrzył w moją stronę. Spuściłam wzrok, aby następnie szybko poderwać go w górę. I wtedy go zobaczyłam. Owinięty grubym, wełnianym swetrem, w szarym płaszczu i czapce naciągniętej na oczy. Spuścił wzrok, jakby speszony. Ja jednak nie przestałam go obserwować. Miałam wrażenie, że gdzieś już widziałam te oczy.
Nie minęła minuta, kiedy pociąg leniwie wtoczył się na peron.
- Nareszcie- szepnęłam uradowana.
Kupiłam bilet i udałam się w stronę przedziału. Większość była już całkowicie zajęta. Jedyne wolne miejsca były w ostatnim, małym i ciasnym przedziale. Nic dziwnego, że nikt tu nie siedział. Mi jednak nie przeszkadzała mała powierzchnia. Czekała mnie długa droga i nie zamierzałam spędzać jej stojąc w przejściu między przedziałami. Usiadłam na niewygodnym siedzeniu, zdjęłam kurtkę i rękawiczki, wyjęłam szkicownik i zaczęłam rysować portret chłopaka z peronu. Chciałam jak najlepiej go zapamiętać, aby sprawdzić kogo mi przypomina, a nie ma lepszego sposobu na zapamiętanie niż portret pamięciowy. Po chwili usłyszałam szelest otwieranych drzwi. W wejściu stał tajemniczy chłopak.
- Rany! Zajęte..
- Spokojnie. Nie jestem, aż taka wielka, żeby zająć cztery siedzenia. Zapraszam- uśmiechnęłam się najserdeczniej jak tylko potrafię. 
On jednak nerwowo rozglądał się po przedziale.
- Zwykle był pusty...- mówił raczej do siebie, niż do mnie, ale w naturze miałam silną potrzebę rozmowy z ludźmi, dlatego szepnęłam.
- Tym razem nie jest- spojrzał na mnie zaskoczony- Jeśli chcesz mogę się jeszcze bardziej posunąć, ale wtedy będzie mi bardzo, bardzo ciasno, a tego bym nie chciała..w sumie.. cofam tę propozycję. Nigdzie się nie posuwam.
Mimo szczelnie zawiniętej szalikiem twarzy dostrzegłam zmarszczone kąciki oczu. Najwidoczniej się uśmiechnął. Ponownie niepewnie rozejrzał się po przedziale, w końcu zrezygnowany opadł na siedzenie naprzeciw mnie. Nie zdjął jednak żadnej części swojej garderoby.
Milczeliśmy. Ja skupiłam się na portrecie. Teraz, gdy miałam go przed oczyma o wiele łatwiej było mi oddać detale. Po około piętnastu minutach zrobiło się strasznie gorąco. Uniosłam wzrok ponad szkicownik. Chłopak nadal zawinięty był w grube warstwy ubioru, a ja siedziałam w sweterku i dusiłam się z ciepła.
- Chcesz może koc?- zapytałam. Oderwał się od okna, w które uporczywie się wpatrywał. Widać było, że okropnie męczy się w tym upale.
- C-co?
- Zapytałam, czy nie chcesz przypadkiem koca?- uprzejmie ponowiłam pytanie, jednak wyczuł ironię w moim głosie, bo spojrzał na mnie z przekąsem.
- Nie dziękuję, jest wystarczająco...
-... gorąco!- dokończyłam- Nie chce się narzucać, ani nic, ale zanim miniemy kolejną stację zejdziesz tu od przegrzania organizmu, a uwierz mi nie po to ruszyłam się z małego miasta, żeby już pierwszego dnia być świadkiem zgonu. 
Uśmiechnął się.
- W porządku. Masz rację, to głupie. Przed nami wiele kilometrów, nie wytrzymam tak długo. 
Mówiąc to zaczął ściągać gruby szal, kurtkę i czapkę. Ja zajęłam się szkicowaniem. Gdy ponownie podniosłam wzrok, patrzył na mnie z szerokim uśmiechem. Zamurowało mnie.
- Ty jesteś...
- Louis. Miło mi. 


Pierwszy rozdział opowiadania o Louisie skończony :) Mam nadzieję, że wam się spodoba zarówno nowa fabuła jak i bohaterowie.
Pozdrawiam.


KONIEC!

Będę tęsknić za bohaterami tego opowiadania. Szczególnie za Andy, która w pewien sposób była do mnie bardzo podobna. Za szczęśliwymi zakończeniami i tymi smutnymi również, i za każdym słowem w tych opowiadaniach. :c
Ale kiedy się coś kończy, zaczyna się coś nowego. 
Louis przygotuj się! Teraz czas na ciebie!

PEACE&LOVE
"M"

I WILL ALWAYS LOVE YOU

- Nie?!- dobiegło z końca kaplicy.
- Nie?- szepnęłam, nie mogąc wykrztusić nic innego. 
Chris popatrzył na mnie niepewnie, tłumił szloch, mimo to łzy ściekały po jego policzkach i spadały na idealnie skrojony garnitur.
- Przykro mi...- szepnął, ucałował mnie w czoło i ruszył w stronę wyjścia. Natychmiast ruszyli za nim jego rodzice. Krzyczeli, jednak nie rozumiałam ani słowa, próbowali go zatrzymać, ale wyszedł. Stałam przed ołtarzem i nie mogłam zrozumieć tego, co właśnie się wydarzyło. Dopiero po chwili dotarło to do mnie. Z bezsilności upadłam na kolana, schowałam twarz w dłoniach i płakałam. Moi rodzice zerwali się z krzeseł, podbiegli do mnie. Mama otuliła mnie mocno, głaskała po głowie, szeptała, że będzie dobrze.
- Nie będzie...
- Słucham? Kochanie... co mówiłaś?
- Mówiłam, że... nie...będzie... dobrze...- przerywałam, ponieważ płacz nie pozwalał mówić mi dalej- zostawił... mnie... odszedł... nie kocha... Mamusiu, nie... kocha...
- Cichutko maleńka, będzie dobrze... Ciiii...
- Zabiję gnoja, jak tylko tu wróci!- mój ojciec kipiał z wściekłości.
- Nie wróci- usłyszałam za swoimi plecami, odwróciłam się i spojrzałam Angie w oczy.
- Jak...to?
- Pobiegłam za nim, nie chciał ze mną rozmawiać, wsiadł do waszej limuzyny, jechał na lotnisko...
Łzy znów popłynęły z moich oczu. Nienawidziłam płakać, dlaczego więc płakałam tak wiele.
- Pojechał...
- Cichutko, kochanie będzie dobrze- mama wciąż głaskała mnie po włosach
- Andy, powinnaś coś wiedzieć- szepnęła Angie.
- C-co?
- Zayn pojechał za nim.
- Co?!- poderwałam się przerażona- Czemu?!
- Siedział pod hotelem, usłyszał naszą rozmowę, powiedział, że zabije Chrisa, za to, co ci zrobił. Mała, wiem, że cierpisz, ale musisz go powstrzymać.
Zerwałam się na równe nogi. 
- Skarbie, nic nie musisz...- tata próbował mnie powstrzymać- Niech Zayn mu pokaże, gdzie jego miejsce.
- Nie tato! Chcę znać odpowiedź.
- Jaką odpowiedź?
- Dlaczego...
Jednym, szybkim ruchem zerwałam z głowy welon i ruszyłam w stronę drzwi. Nie zdążyłam do nich dobiec, gdy wpadłam w ramiona mamy Chrisa. Płakała.
- Kochana...Przepraszam, tak bardzo mi przykro... Nie wiem co się stało, ale daj mu to wyjaśnić. On cię tak bardzo kocha...
Ojciec Chrisa patrzył na mnie ze łzami w oczach. Próbował coś powiedzieć, ale nie mógł wydusić z siebie słowa.
- Przepraszam... muszę... jechać- szepnęłam, wyrwałam się z objęć.
Byłam już przy drzwiach, kiedy obróciłam się w stronę ołtarza. Moja mama siedziała na ziemi, ojciec mocno ją tulił. Ksiądz stał osłupiały z wciąż otwartą książką,a rodzice Chrisa stali wtuleni w siebie na środku kościoła, w miejscu, w którym ich zostawiłam.
- Muszę wiedzieć dlaczego...

 Thomas pędził 120 km/h. Siedziałam z tyłu Peugeota i modliłam się do Boga, aby ten koszmar się skończył. Chciałam obudzić się w ramionach Chrisa, mojego męża i być po prostu szczęśliwą, ale to nie był sen. To była rzeczywistość, cholernie bolesna rzeczywistość. Moje ciało drżało od płaczu i zimna. Przed oczami widziałam twarz ukochanego, z każdą chwilą coraz bardziej rozmytą. Próbowałam wymyślić co mu powiem, gdy spojrzę mu w oczy, ale nie potrafiłam. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Wszystko mnie bolało. Nogi, ręce, brzuch, głowa, ale najbardziej bolało serce. Serce, które zostało złamane.
 Z piskiem opon zahamowaliśmy na parkingu przy lotnisku. Wybiegłam z samochodu i ruszyłam w stronę płyty lotniska. Thomas i Angie biegli za mną, jednak nie zwracałam na nich uwagi, ani na to, że za mną wołali. Chciałam tylko odnaleźć Chrisa, odzyskać ukochanego...
I wtedy ich zobaczyłam. Stali na przeciw siebie i krzyczeli. Wiatr rozwiewał ich włosy, a dźwięk silników zagłuszał słowa. Zbliżyłam się więc, ale żaden z nich mnie nie zauważył. Chris stał do mnie tyłem. 
- Możesz mnie w końcu przepuścić?!- krzyczał w stronę Zayna.
- Nie skurwysynu! Dopóki nie odpowiesz czemu ją zostawiłeś. Słyszysz?! Zostawiłeś dziewczynę, za którą oddałbym życie! Najważniejszą, najpiękniejszą... Miałeś ją całą! Tylko dla siebie! Nawet nie wiesz jak bardzo chciałem być na twoim miejscu! A ty, idioto, ją zostawiłeś! Samą przed ołtarzem! 
- Chcesz odpowiedzi?! Bardzo proszę oto ona: właśnie dlatego!
- Co?! Cholera jasna o czym ty mówisz?!
- Zostawiłem ją, bo za bardzo ją kocham...
- Nie udawaj głupiego...
- Niczego nie udaję. Kocham ją, cholernie mocno ją kocham! Tak, że braknie mi tchu kiedy na nią patrzę, braknie słów, kiedy o niej mówię. Braknie uczuć, żeby wszystko jej wyznać. Tak bardzo ją kocham... I wtedy pojawiasz się ty...i ona na ciebie patrzy. Patrzy tak, jak na mnie nigdy nie spojrzała, chociaż próbowała, chciała, wiem... Ale ja nie chcę, żeby próbowała, ja chcę żeby patrzyła. Właśnie takim wzrokiem. Na właściwego chłopaka, którym ja nie jestem...
Ukrył twarz w dłoniach. Jego ciało drżało. Nastała cisza. W końcu podniósł głowę, spojrzał na Zayna.
-... a którym jesteś ty.
- O czym ty mówisz? To za ciebie miała wyjść za mąż.
- Tak, wiem i dlatego się nie zgodziłem. Kocham ją tak bardzo, że nie pozwolę, aby do końca życia cierpiała, będąc z chłopakiem, którego nie kocha- będąc ze mną...
- Skoro ją tak kochasz, dlaczego ją po prostu zostawiłeś?
- Nie chciałem, żeby czuła się winna. Miała mnie zapamiętać jako sukinsyna, który zostawił ją w dniu ślubu, jako nic nie wartego chama. Żebym to ja był winny w jej oczach, nie ona sama.
- I jak sądzisz udało się?!- krzyknęłam. Oboje na mnie spojrzeli.
- Andy...ja...
- Ja ci odpowiem. Nie udało się! Słyszysz?! Jechałam tu i przez całą drogę zastanawiałam się co zrobiłam źle. Musiałam coś zrobić źle, skoro odszedłeś. Czułam...czuję się cholernie winna. Nienawidzę cię, ale jeszcze bardziej nienawidzę siebie. Ty to wszystko zrobiłeś, żebym była szczęśliwa... a ja wiem, że nie byłabym w stanie zrobić dla ciebie czegoś równie trudnego. Nienawidzę się...
Podbiegł do mnie, przytulił mocno i pocałował, tak jak całuje się, wiedząc, że to ostatni raz.
- Nie mów tak nawet. Wszystko co stało się w ciagu ostatniego roku było najpiękniejszym co mnie w życiu spotkało, dlatego chcę, żebyś była szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa. Z nim.- wskazał na Zayna- Z tym właściwym, przy którym twoje serce będzie na właściwym miejscu. 
- A co z tobą? Chris, ja cię kocham. W dziwny, pokręcony sposób okropnie cię kocham...
- Ciii... ja sobie poradzę. Ja też będę szczęśliwy.
 To były najpiękniejsze słowa jakie kiedykolwiek słyszałam. Obietnica, że będzie szczęśliwy. Wtuliłam się w jego pierś, tak jak tuli się, wiedząc, że to ostatni raz. 
Wypuścił mnie z uścisku.
Odwrócił się i ruszył w stronę samolotu. Stanął w drzwiach i spojrzał mi prosto w oczy, tak jak patrzy się, wiedząc, że to ostatni raz. Po policzkach spłynęły mi łzy.
- Zawsze będę cię kochał - szepnął na do widzenia.
- Ja ciebie też. Na zawsze.
Opadłam na kolana i obserwowałam jak samolot powoli wzbija się w niebo. Z każdą chwilą był coraz wyżej, coraz dalej ode mnie, a ja czułam się taka spokojna, wiedząc, że będzie szczęśliwy. Ja też byłam szczęśliwa. Spojrzałam na Angie wtuloną w pierś Thomasa, uśmiechniętą, zakochaną. W końcu spojrzałam na Zayna. Podszedł do mnie uklęknął przy mnie i szepnął.
- Czy teraz jesteś szczęśliwa?
- Jestem. 
- Czy powiesz mi w końcu to na co tak długo czekam?
Uśmiechnęłam się.
- Kocham cię...
Łza szczęścia zakręciła się w jego oku. Otarł ją i objął mnie ramieniem.
- Ja ciebie też, od dawna...dlatego proszę cię, wyjdź za mnie, żebyśmy na zawsze byli razem.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Pocałuj mnie wreszcie!
I pocałował mnie tak, jak całuje się, wiedząc, że to pierwszy raz.

niedziela, 24 listopada 2013

YES, I DO

Mama wyszła z pokoju, zostawiając mnie sam na sam z myślami. "Czy jestem pewna?", to pytanie nie dawało mi spokoju od dawna, jednak dopiero teraz mama nazwała je po imieniu. Wyczuła, że mam wątpliwości, wiedziała, że boję się decyzji, którą podjęłam. Do ślubu zostało tak niewiele czasu. Przerażona tą myślą siedziałam zamknięta na cztery spusty, nie dopuszczając do siebie nikogo, nawet Chrisa. Jak ja okropnie nienawidziłam się za to, że go ranię, jednak nie mogłam nic poradzić na swoje uczucia, a raczej na ich niezdecydowanie. Z jednej strony pragnęłam tego ślubu, z drugiej wmawiałam sobie, że to za wcześnie. Jednak była to po prostu próba ucieczki przed oczywistym- kochałam dwóch chłopaków. Jednak nie potrafiłam określić którego kocham bardziej. Odwróciłam wzrok w kierunku szafy, w której wisiała moja sukienka. Wstałam z łóżka i wolnym krokiem ruszyłam w jej kierunku. Otworzyłam śnieżnobiały pokrowiec i wyjęłam najpiękniejszą kreację jaką kiedykolwiek widziałam. W wyborze pomagała mi moja siostra. Jeszcze wtedy byłam całkowicie pewna swojej decyzji, byłam pewna, że chcę poślubić Chrisa. Teraz tysiące myśli przelatywały przez moją głowę. Nie potrafiłam sobie z nimi poradzić. Byłam bezsilna, to serce brało górę nad rozumem i nieugięcie podpowiadało, że robię błąd. Zamknęłam oczy. Setki wspomnień przelatywało przed moimi oczyma. Pierwsze spotkanie z Chrisem, pierwszą randkę i pierwszy pocałunek. Strach, który pomagał mi pokonywać, jego uśmiech, który kochałam i nasz pierwszy raz. Pierwszą kłótnię, rozstanie i powrót do uczucia, które nie gasło. Oświadczyny, troskę w jego oczach, moje poczucie bezpieczeństwa i poczucie odpowiedzialności za nasze wspólne szczęście. Jego spojrzenie, wywołujące w moim sercu tysiące odczuć i dotyk, po którym dreszcze biegały po moim wystraszonym tą reakcją ciele. Otworzyłam oczy i zdumiona własną pewnością, szepnęłam.
- Wyjdę dziś za mąż.


- Nie wierć się tak- Angie, moja przyjaciółka, pomagała mi przygotować się do ceremonii- Wiesz, wyglądasz przepięknie, cudnie, idealnie! Ale nie zwalnia cię to z mojego nie lubienia ciebie.
- Słucham?- zapytałam roześmiana.
- To dobrze, że słuchasz! Słuchaj i zapamiętaj! Masz naprawdę ogromne szczęście, kochającego chłopaka, ba, wkrótce męża i strasznie ci tego zazdroszczę, ale chcę twojego szczęścia, a nie jestem teraz do końca przekonana, że wiesz co robisz.
Uśmiechnęłam się blado.
- Wiem, że kocham Chrisa, to mi wystarczy.
- A co z Zaynem? Jego też kochasz, nie wmawiaj mi, że jest inaczej...
- Nie. Wychodzę dziś za mąż, nie może być żadnego mężczyzny w moim życiu, prócz Chrisa.
Angie spojrzała na mnie uważnie, potem wybuchnęła gromkim śmiechem.
- A tak w ogóle... Ten twój kolega...no wiesz, ten co się kręci na dole...
- Thomas?
- Tak! Własnie on. Czy on, no wiesz, ma kogoś?
- O mój Boże! Podoba cie się Tommi! 
- Co?! Nie, no coś ty... Oszalałaś zupełnie... Po prostu pytam, bo przyszedł sam i w ogóle...- zarumieniła się, mówiąc ostatnie słowa.
Roześmiałam się.
- Jest wolny i myślę, że do siebie pasujecie. Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak ci się podobał- mrugnęłam porozumiewawczo.
Angie opadła na łóżko rozmarzona.
- Ok, może troszeczkę... Ale teraz nie o mnie, tylko o tobie. Wyglądasz przepięknie!
Spojrzałam w lustro. Sukienka leżała idealnie, moje falowane, blond kosmyki układały się na głowie w piękny, luźny kok, a delikatny brokat połyskiwał nieznacznie na powiekach.
- Jestem gotowa.

Schodziłam po długich, elegancko przyozdobionych schodach do holu, gdzie czekali goście. Całe moje ciało drżało z przerażenia, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Mimo to dzielnie pokonywałam kolejne stopnie. Minęłam ostatni zakręt i wtedy go zobaczyłam. Ubrany w czarny, idealnie skrojony garnitur i bordowy krawat, stał na dole i czekał na mnie. Włosy, idealnie przystrzyżone i delikatny zarost czyniły go naprawdę uwodzicielskim. Nie mogłam uwierzyć, że tak idealny chłopak pragnie właśnie mnie. 
- Nareszcie cię widzę- ucałował mnie w czoło.
Uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego tors. 
- Co jest księżniczko?- szepnął mi do ucha.
- Chciałabym być już po. Okropnie się denerwuję.
- Ja też, ale bardzo cię kocham, pamiętaj.
Już chciałam mu powiedzieć, że ja jego też, ale poczułam jak jego ciało sztywnieje. Uniosłam głowę i spojrzałam mu w twarz. Patrzył przed siebie. Odwróciłam się szybko, a moim oczom ukazał się Zayn. Stał w drzwiach hotelu i spoglądał na mnie błagalnie.
- Chris, czy mogę...
- Długo to potrwa?- spuścił wzrok- Nie ważne, poczekam.
Podeszłam do Zayna.
- Posłuchaj, nie wiem po co przyszedłeś... Myślę, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. Wychodzę dziś za mąż. Tu, teraz  i nie zmienisz tego.
- Ja wiem. Proszę, posłuchaj. To zajmie tylko chwilę...
- Słucham.
- Ja... to trudniejsze niż myślałem...Ja chcę ci tylko powiedzieć, że dam ci spokój.
- Nie rozumiem...
- Proszę, nie przerywaj. Bo wiesz, ja czuję coś do ciebie odkąd pamiętam. Nigdy ci tego nie powiedziałem, nigdy nie zrobiłem nic, abyś to odczuła. Raz nawet chciałem. Pamiętasz? Na imprezie przed moim wyjazdem, chciałem ci powiedzieć, że bardzo cię kocham... za wszystko. Za twój uśmiech, chęć do życia, za spojrzenie, które daję siłę. Chciałem powiedzieć, poprosić, żebyś zaczekała na mnie, aż wrócę, ale spanikowałem. Powiedziałem wtedy coś innego, głupiego...
- "Pamiętaj, że zawsze będę twoim kumplem z piaskownicy"- szepnęłam.
- Pamiętasz?
- Jak mam nie pamiętać? Te słowa wszystko wyjaśniły, nie dały mi szans wierzyć, że możesz się we mnie zakochać.
- Ja nie chciałem. Byłaś, jesteś dla mnie wszystkim i to się na pewno nie zmieni. Próbowałem wyrzucić z siebie te uczucia, byłem z Carly... ale nie wyszło. A wiesz czemu?
- Czemu?
- Bo nie była tobą. Nie śmiała się tak głośno jak ty, nie lubiła piłki nożnej i chrupków serowych, przede wszystkim nie sprawiała, że moje serce biło szybciej. Ja wiem, że ja wszystko zepsułem, że odważyłem się powiedzieć co czuję kiedy ty już byłaś zajęta, czyli za późno. I nie chcę niczego zmieniać. Jesteś z nim szczęśliwa. Rany, jest naprawdę ogromnym farciarzem, że cię ma. Usłyszałem kiedyś bardzo mądre słowa, że jeśli się kogoś naprawdę kocha, trzeba dać mu wolność, a jeśli on też cię kocha, wróci. Ja nie oczekuję, że do mnie wrócisz. Oczekuję, że będziesz szczęśliwa. Obiecaj mi tylko, że będziesz szczęśliwa.
 Ucałował mnie w czoło, odwrócił się i wyszedł z hotelu. Chciałam iść za nim, podziękować, powiedzieć cokolwiek, ale nie mogłam. Minęła dłuższa chwila zanim doszłam do siebie. Ruszyłam w stronę kaplicy, za zakrętem wpadłam na Chrisa.
- Chris!- wykrzyknęłam, ocierając łzy- Długo tu stoisz?
- Nie, właśnie po ciebie przyszedłem.
Chwyciłam go za rękę. Miałam wrażenie, że nie odwzajemnił uścisku.
Wszedł do kaplicy, ja została przed wejściem, czekając, aż wprowadzi mnie tata.
- Moja mała królewna wychodzi za mąż, kto by pomyślał.
- Nikt tato, nawet ona sama.
Weszliśmy do kaplicy przy dźwiękach Marszu Mendelsona. Mój tata podał moją dłoń Chrisowi. Zaczęła się uroczystość. Denerwowałam się okropnie, dreszcze bezustannie przebiegały po moich plecach, łzy cisnęły się do oczu. Patrzyłam na mojego przyszłego męża, ale on patrzył na mnie pustym wzrokiem. Wyglądał jakby się nad czymś mocno zastanawiał. Wiedziałam, że on również się boi.
Nadszedł moment przysięgi. Kapłan zapytał.
- Czy ty, Adrianno, bierzesz sobie tego Christophera za męża i ślubujesz mu miłość, wierność, i że go nie opuścisz, aż do śmierci?
Spojrzałam na ludzi w kaplicy. Moi rodzice ocierali łzy wzruszenia, Cameron patrzyła na mnie ciepło, jakby chciała dodać mi otuchy. Angie, siedząca obok Thomasa trzymała dłonie na ustach, czekając na moją odpowiedź. Spojrzałam na rodziców Chrisa, patrzyli na mnie z dumą, poczułam się częścią tej rodziny. W końcu spojrzałam na mojego ukochanego. Jego brązowe oczy były szkliste od łez.
- Tak.
- Czy ty, Christopherze, bierzesz sobie tę Adriannę i ślubujesz jej  miłość, wierność, i że jej nie opuścisz, aż do śmierci?
Podniósł wzrok, spojrzał mi głęboko w oczy.
- Nie.

czwartek, 21 listopada 2013

MY LITTLE GIRL

Siedziałam na łóżku w pokoju numer 11, na piętrze, w pięciogwiazdkowym hotelu Casablanca! i tępo wpatrywałam się w okno. Zasłony były zaciągnięte, jednak nie przeszkadzało mi to, byłam wdzięczna, że jest ciemno, nikt bowiem nie widział moich łez. Na głowie miałam wałki, które miały doprowadzić moje niesforne kosmyki do porządku, w szafie przy łóżku wisiał biały pokrowiec. Miałam osiemnaście lat i parę miesięcy, sto pomysłów na życie, tysiąc marzeń, czekających na spełnienie i dokładnie cztery godziny do najważniejszego wydarzenie w moim życiu- mojego ślubu. Jeszcze parę dni temu byłam całkowicie pewna swojej decyzji, teraz nie byłam pewna niczego. Za dokładnie cztery godziny miało stać się coś, po czym już nigdy nie miałam flirtować z żadnym chłopakiem, umawiać się na randki, widywać się z Zaynem. Łzy napłynęły mi do oczu. Nigdy nie lubiłam płakać, a teraz siedząc zupełnie sama w ciemnym pokoju liczyłam wszystkie razy, kiedy płakałam z bezsilności, smutku, tęsknoty, szczęścia w ciągu ostatniego roku. Było ich więcej niż przez wiele poprzednich lat. Zastanawiałam się czy tak powinna wyglądać miłość, czy powinna nieść ze sobą tyle uczuć, niepokojów, emocji. Czy oprócz radości miała przynosić tak wiele łez. A może to nie było to, może nie ten czas, nie to uczucie, nie ten chłopak. Potrząsnęłam głową, by wyrzucić natrętne myśli. Kochałam Chrisa. Kochałam go cholernie mocno, każdym spojrzeniem, dotykiem, słowem, każdą komórka mojego ciała, tu nie było wątpliwości. Wątpliwość pojawiała się dopiero wtedy, gdy pytałam samą siebie, czy jest ktoś, kogo kochałam bardziej...
W sali bankietowej na parterze wszyscy uwijali się w ukropie by przygotować najpiękniejszą uroczystość. Miało to być kameralne przyjęcie, tylko najbliższa rodzina i przyjaciele, jednak zdaniem mamy Chrisa, nawet małe przyjęcie musi być robione z rozmachem. Co chwila do moich uszu dochodziły odgłosy tłuczonego szkła, próby dźwięku i krzyki organizatora wesel. Byłam wdzięczna, że pozwolili mi zamknąć się w pokoju i nie być częścią tego cyrku.
Po raz kolejny zastanawiałam się jak będzie wyglądać moje życie za kilka lat, czy będziemy tacy sami jak dziś, czy nadal będziemy się kochać. Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. Otarłam łzy i krzyknęłam.
- Chris! Jeśli to ty, nie wchodź! Nie wolno ci oglądać panny młodej przed ślubem- nie bardzo wierzyłam w te przesądy, jednak nie chciałam, aby widział mnie w takim stanie.
- Nie skarbie- drzwi lekko się uchyliły, do pokoju zajrzała znajoma twarz- To tylko mama.
- Wejdź...
- Chciałam sprawdzić czy wszystko w porządku.
- Tak, czemu miałoby być nie w porządku?
- Nie wiem... Może dlatego, że moja maleńka córeczka za parę godzin wychodzi za mąż? Może dlatego, że wiem co właśnie czuje?
- Nie rozumiem...
- Kiedy wychodziłam za twojego tatę byłam zaledwie rok starsza od ciebie. Wszyscy radzili mi, żebym się wstrzymała, jednak ja nie chciałam słuchać. Byłam ślepo zapatrzona w miłość. Tylko jedna osoba popierała to, co robię- twoja babcia. Przyszła do mojego pokoju tuż przed ślubem, wiedziała, że traciłam pewność co do tej decyzji, więc usiadła koło mnie, zaczęła rozczesywać moje włosy i wyciągnęła stary album ze zdjęciami.
Mówiąc to wyjęła album podpisany moim imieniem. Spojrzałam na niego ze wzruszeniem.
- Spójrz- powiedziała, otwierając na pierwszej stronie- Moja mała księżniczka właśnie przyszła na świat. Była taka maleńka, mniejsza niż inne dzieci, bałam się, że sobie nie poradzi. Jakie było moje zdziwienie kiedy zaledwie zaledwie parę miesięcy później zaczęła chodzić. Małe, wątłe nóżki ledwo trzymały jej ciało, jednak ona się nie poddawała, kroczyła dumnie, mimo iż wielokrotnie upadała. W podstawówce- wskazała na zdjęcie z czasów pierwszej klasy- była silniejsza niż większość chłopaków, mimo że nadal była najdrobniejsza w klasie. Potem przyszły pierwsze występy w kółku teatralnym, pierwsze zawody sportowe, pierwsze wiersze i piosenki nagrywane na dziecięcym keyboardzie, pierwsze zauroczenie, które trwało latami- wskazała na zdjęcie moje i Zayna, podczas balu kostiumowego w szóstej klasie- W końcu przyszło gimnazjum. Dobre oceny, praca w wolontariacie, unihokej, siatkówka, piłka ręczna. Pierwsze poważne egzaminy i wstępny wybór drogi życiowej. Nigdy nie przypuszczałabym, że ta niezależna, odważna dziewczyna za trzy lata odejdzie z rodzinnego gniazdka, ale zmieniło się to w liceum. Wyjechał jej najlepszy przyjaciel, jej miłość, pragnienie. Wydoroślała i wtedy zrozumiałam, że ta maleńka dziewczynka urosła, że jest gotowa iść dalej przez życie na tych, jak dla mnie, ciągle wątłych nóżkach i że mimo upadków, wstanie, podniesie głowę do góry i z dumą pójdzie dalej, tak jak to miała zawsze w zwyczaju.
- Dalej tak myślisz?
- Oczywiście kochanie. Jestem dumna ze wszystkiego co robisz i pewna tego, że wiesz co robisz.
- A co jeśli nawet ja nie jestem tego pewna?
Popatrzyła na mnie ze zrozumieniem.
- Ja też się bałam, kiedy wychodziłam za twojego ojca. Stojąc tuż przed nim na ołtarzu powstrzymywałam łzy strachu. Uwierz mi... Miałam ochotę uciec stamtąd z krzykiem i nigdy nie wrócić. A wtedy on zrobił coś czego nigdy nie zapomnę- chwycił moja dłoń. Trzymał ją silnie, a zarazem delikatnie. Czułam się przy nim bezpieczna, cały strach minął. Zupełnie tak, jak mówiła mi mama.
- To piękne.
- Tak, gdyby nie ona, może nie zdołałabym stanąć przy twoim ojcu i powiedzieć mu "tak". To dzięki niej mam teraz tatę, was... mam wszystko.
- Babcia była bardzo mądrą kobietą.
- Najmądrzejszą jaką znałam. Pamiętam jak tuż przed wejściem do kaplicy szepnęła mi na ucho pytanie "Wiem, że jesteś zakochana, ale czy jesteś pewna?"
- I co?
- Ja byłam pewna...A jak jest z tobą?

sobota, 16 listopada 2013

Jeeeea!
w ten weekend mam wenę. :D dlatego zostawiam was z kolejną częścią. życzę miłego czytania!
Pozdrawiam.

PEACE&LOVE
"M"

WOULD YOU CHOOSE ME?

Przez moją głowę przelatywały tysiące myśli. Miałam osiemnaście lat, a mój ukochany kazał mi wybierać drogę, którą miałam kroczyć do końca życia. Raz złożonej przysięgi nie można złamać, a już na pewno nie tak ważnej jak przysięga miłości. Zastanawiałam się, jak zmieni się moje życie jeśli dojdzie do tego ślubu. Wyobrażam sobie mnie za dziesięć lat, spacerującą po parku z trójką małych dzieci. Wszystkie są roześmiane, rumiane i podobne do Chrisa, a jego przy mnie nie ma. Pracuje na utrzymanie naszego domu na przedmieściach. Takiego jak w tych wszystkich katalogach, białego, z ogródkiem, małym oczkiem wodnym i placem zabaw dla dzieci. Wyobrażam sobie jak co dzień czekam na niego z obiadem, w końcu wraca, całuje mnie w czoło, nadbiegają moi synowie, wracający z treningu, a córka z lekcji baletu. Wyobrażam sobie jak wychodzą na pierwszą randkę, jak dostają pierwszego kosza, w końcu jak wychodzą za mąż. Moja maleńka, do niedawna, córka, stojąca przy ołtarzu w białej sukni do ziemi, patrzy z czułością w oczy swego przyszłego męża, mówi mu "tak", wychodzą z kościoła, a ja stoję wtulona w ramię Chrisa i nie mogę uwierzyć, że moje maleństwo odchodzi z gniazda. Łzy spływają mi po policzkach, modlę się do Boga, aby ją prowadził, aby czerpała z tego, jak ją wychowałam. Potem widzę ich w szpitalu, całą trójkę, po kolei, biorących w ręce swoje dzieci, płaczących ze szczęścia, dumnych. Podchodzą do mnie z kruszynkami na rękach, pokazują palcem i szepczą "babcia". Biorę na ręce moje wnuki i od pierwszego dotyku wiem, że są moim największym cudem. Chris tuli mnie, całuje w czoło, prowadzi za rękę do domu po niedzielnym obiedzie u dzieci. W końcu któreś z nas ciężko choruje, przychodzi ten czas- umiera, a drugie nie może znaleźć sobie miejsca, tęskni, ale rozumie, jest szczęśliwe, że obietnica trwała "dopóki śmierć nas nie rozłączy". 
- Dopóki śmierć nas nie rozłączy...- szepnęłam po cichu, wciąż zamyślona.
- Słucham?- Chris wyrwał mnie z natłoku myśli.
Zakaszlałam.
- Czy będziemy w stanie... być ze sobą, póki śmierć nas nie rozłączy?- zapytałam, tłumiąc szloch.
Popatrzył na mnie zaskoczony, później się zamyślił.
- Chris... odpowiedz na pytanie.
Milczał dłuższą chwilę, w końcu przytulił mnie i szepnął do ucha.
- Do końca życia i jeden dzień dłużej...
Rozpłakałam się, wtuliłam głowę w jego ramię, szepnęłam, że się zgadzam. Rozradowany, powiedział, że musi iść oznajmić to rodzicom. Oni zajmą się przygotowaniem wszystkiego.
- A twoi rodzicie? Chcesz, żebyśmy do nich pojechali?- zapytał.
- Nie... ja.. muszę im to powiedzieć sama, rozumiesz? Pojadę jeszcze dzisiaj.
- Tak. Rozumiem...- ucałował mnie w czoło- W takim razie do zobaczenia jutro.
Przytulił mnie mocno i wybiegł z pokoju. Odetchnęłam głęboko. Właśnie przed chwilą podjęłam najtrudniejszą decyzję mojego życia i nie wiem jak się z tym upora moja rodzina, jak się z tym upora Angie, jak się z tym upora... Zayn. Rozpłakałam się, gdy wspomniałam jego imię. 
- Muszę zapomnieć- szepnęłam sama do siebie.

Wieczorem siedziałam w moim salonie i wpatrywałam się w twarze rodziców. Przez całą drogę do domu myślałam jak im to powiedzieć. Teraz siedzieli i wpatrywali się we mnie z nadzieją, że zaraz powiem im, że to żart. W końcu, gdy nie ujrzeli żadnej reakcji z mojej strony, odezwała się mama.
- Kochanie, czy ty... jesteś... w ciąży?
- Co? Nie! Oczywiście, że nie. Skąd taki pomysł?
- Nie wiem.. pospieszyliście się, chcę znać powód.
- Tak wyszło mamo. Jeśli się kogoś kocha, to nie chcę się czekać dłużej.
- Jesteś pewna?- odezwał się w końcu mój tata.
- Powiem tak... w tym momencie nie jestem niczego równie pewna, co miłości Chrisa.
Spojrzeli na siebie porozumiewawczo, uścisnęli mnie mocno i powiedzieli, że życzą nam jak najlepiej.
Byłam im bardzo wdzięczna za wyrozumiałość, dziękowałam, za to, że mnie tak bardzo kochają.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Cameron poszła otworzyć.
- Andy, to do ciebie!
- Pewnie Chris wrócił wcześniej- powiedziałam rodzicom i dodałam- zaraz wracam.
Jednak w drzwiach nie stał mój narzeczony, ale Zayn. Oddychał głęboko, jakby był strasznie zmęczony, miał rozczochrane włosy i podpuchnięte od płaczu oczy. Moje serce ścisnął ból.
" On wie", pomyślałam.
- To ja was zostawię- szepnęła Cameron i zamknęła za sobą drzwi. Chwyciłam Zayna za rękę i poprowadziłam na ławkę na werandzie, on jednak wyszarpnął dłoń.
- Nie rób tego- powiedział słabym głosem.
- Czego?
- Nie udawaj, że ci na mnie zależy, że się troszczysz...
- Zayn..- nagle wyczułam silną woń spirytusu- Jesteś pijany.
- Przepraszam...
- W porządku, przecież to tylko alkohol...
- Nie za to.. Za wszystko inne, za co mnie tak nienawidzisz!- podniósł głos.
Łzy napłynęły mi do oczu, adrenalina buzowała we mnie, również zaczęłam krzyczeć.
- O czym ty mówisz, do jasnej cholery?! Ja cię nienawidzę?! Za co?!
- Też chciałbym wiedzieć. Ja cię tak bardzo, bardzo, tak cholernie mocno kocham, a ty wychodzisz za innego. Musisz mnie nienawidzić.
Mówiąc to skrył twarz w dłoniach. Serce biło mi szybko, nie zdawałam sobie sprawy z tego co robię. Głaskałam go uspokajająco po plecach, czułam jego ciepło, zapach skóry, dreszcze, które co jakiś czas wstrząsały jego ciałem.
- Nie Zayn, nie nienawidzę cię.
Podniósł głowę, płakał.
- Wiesz- kontynuowałam- nienawiść jest tak mocnym uczuciem jak miłość, więc nie mogą spotkać się w jednym człowieku, bo by po prostu zwariował. Można nienawidzić z miłości, albo kochać nienawiść, ale nie można równocześnie kochać i nienawidzić. Więc jeśli kogoś kochasz, nie możesz go nienawidzić. Ja nie mogę cię nienawidzić, Zayn.
Spojrzał na mnie z wyrzutem, ponownie schował twarz w dłoniach, jednak zaraz uniósł ją podekscytowany, gdy tylko dotarło do niego co powiedziałam. Szepnął:
- O Boże..Ty mnie kochasz...- odwróciłam głowę, otarłam łzy- Skoro mnie kochasz, dlaczego wychodzisz za innego?!
- Bo ktoś cholernie głupi dał ludziom wolną wolę, żeby mogli dokonywać wyborów. Nie wiem czemu to zrobił, bo tylko wszystko utrudnił. Ale tak jest. I to jest mój wybór.
- Wybierasz jedno uczucie, a co z drugim?
- Nie wiem...
- Jak to nie wiesz?
- Gdybym wiedziała nie byłoby mi tak ciężko! Dokonałam wyboru, nie zmienię tego.
- Ale... powiedz mi tylko... czy gdybyś mogła jeszcze raz dokonać wyboru, wybrałabyś mnie?
Wstałam podeszłam do drzwi, już chciałam wchodzić, gdy złapał mnie za rękę.
- Wybrałabyś?
Uśmiechnęłam się blado.
- Wybrałabym właściwie...

piątek, 15 listopada 2013

Jest i kolejna część. Tym razem troszkę szybciej. :D Co myślicie?
Pozdrawiam serdecznie, życzę miłego weekendu! :**

PEACE&LOVE
"M"

I CAN'T WAIT

Podjechaliśmy pod hotel, w którym zatrzymaliśmy się z Chrisem. Mój ukochany siedział na ławce koło wejścia. Wciąż był ubrany w strój wampira, ale ramiona otoczył ciepłą kurtką. Thomas wyłączył silnik, odpiął pasy i otworzył drzwi. 
- Wychodzimy! 
Popatrzyłam na niego zdziwiona. Nie miałam pojęcia co zamierzał.
- No co tak patrzysz? Na miejscu twojego chłopaka chciałbym poznać obcego, który podwiózł jego dziewczynę.
- Słusznie..
Chris wstał i podszedł do samochodu.
- Nareszcie jesteś. - mówiąc to zdjął kurtkę i owinął mnie szczelnie- Nawet nie wiesz jak się bałem.
- Nic mi nie jest. Dzięki niemu- wskazałam na Thomasa- Chris poznaj mojego znajomego...
- Thomas. Miło mi- wyciągnął rękę na powitanie.
- Chris. Mi również. Bardzo ci dziękuję, że odstawiłeś ją bezpiecznie.
- Ależ cała przyjemność po mojej stronie! 
- To jak idziemy na górę? Thomas, może masz ochotę na coś mocniejszego? Zapraszam- powiedział Chris.
- Wielkie dzięki, ale muszę wracać do domu.
- W porządku. Innym razem.- mówiąc to kochany podał rękę Tomiemu, odwrócił się i ruszył w stronę drzwi- Andy, idziesz?
- Tak, tak. Daj mi minutkę, tylko się pożegnam.
- Ok. Poczekam w recepcji.
- Sympatyczny ten twój Chris. Nie stłukł mnie na kwaśne jabłko..
- Czemu miałby to zrobić?
- Spędziłem dziś z tobą więcej czasu niż on, a prawie się nie znamy.
Zastanowiłam się nad tym co powiedział. Zdecydowanie miał rację.
- Zgadzam się, dlatego muszę iść. Bardzo, naprawdę bardzo dziękuję ci za wszystko.
- Nie ma za co. Naprawdę. 
Przytuliłam Tommy'ego i ruszyłam do drzwi, po chwili jednak obróciłam się na pięcie.
- Herbata!
- Co?
- Jestem ci winna za herbatę.
Roześmiał się.
- Spokojnie.. tym razem na koszt firmy.
- Dziękuję.
- Tylko nie myśl sobie, że tak będzie zawsze. Tylko pierwsza filiżanka gratis!- uśmiechnął się serdecznie.
- Tak jest! Przyjęłam. 
- Wpadnij do mnie jeszcze.. jak kiedyś będziesz w Londynie.
- Masz to jak w banku!- pomachałam i weszłam do lobby.
 
W hotelu było zupełnie pusto. Nic dziwnego skoro było po czwartej rano. Chris siedział w fotelu. Gdy mnie zobaczył wstał, chwycił moją rękę i poprowadził do windy. W drodze na górę milczeliśmy. Nie odezwał się do mnie też, gdy już byliśmy w pokoju. Podszedł tylko do barku, wyciągnął butelkę dobrej Whisky i usiadł na kanapie. Stałam przy drzwiach jak osłupiała. W końcu przerwałam tę męczącą ciszę.
- Możesz mi powiedzieć co się stało?
- Ja? Ja przez cały czas czekam, aż ty mi to powiesz..
- Niby co?
- Co się stało na imprezie.
- Już ci mówiłam co się stało.
- A tak naprawdę? 
Spojrzałam na niego zdezorientowana. Westchnął, wstał, podszedł do mnie, chwycił moje dłonie i zaprowadził mnie na kanapę.
- Nie jestem głupi. Rozmawiałem z mamą. Widziała jak przerażona wybiegłaś z imprezy. O tym jakoś mi nie wspomniałaś..
- Jest Halloween. Nie dziw się, że się bałam...
- Daj spokój. Powiedz o co chodzi, co się stało, tam na górze?
Schowałam głowę w dłoniach i zaczęłam mówić. Mówiłam o tym cholernym labiryncie, pocałunku, rozmowie z Zaynem i o tym, że nie chciał mi zrobić krzywdy. Kiedy skończyłam podniosłam głowę i spojrzałam na Chrisa. Patrzył w przestrzeń, jego twarz przybrała skupiony wyraz, wyglądał jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. Minęła dłuższa chwila, w końcu jednak zamrugał nerwowo i spojrzał mi prosto w oczy.
- Mam tego dość, Andy.
- Czego?
- Tego, że nie ważne jakbym się starał, on zawsze znajdzie sposób, żeby się z tobą spotkać. Oczywiście, nie jest to dla mnie problemem, ale tylko doputy, dopóki on nie posuwa się dalej niż mu wolno.
- Ja..
- Poczekaj. Muszę to teraz powiedzieć, bo potem się nie odważę- nalał sobie jeszcze whisky, wypił aż do dna- Nie mogę czekać.
- Czekać?
- Aż on mi cię zabierze... Zrozum nie chcę dla ciebie źle i nie chcę wywierać na tobie presji.
- Więc tego nie rób- czułam, że łzy ciekną mi po policzkach, otarłam je rękawem.
- Ale..- Chris też był blisko płaczu, widziałam to w jego oczach- Proszę..Wyjdź za mnie pod koniec tego miesiąca. Wtedy będziesz tylko moja i on nie będzie mógł się do ciebie zbliżać. Nie chciałem, żeby do tego doszło, naprawdę, ale jesteś dla mnie najważniejsza i nie mogę cię stracić... Co ty na to?- spojrzał na mnie z nadzieją.
- Ja...

czwartek, 14 listopada 2013

JEST! Udało mi się w końcu coś napisać. :) bardzo się cieszę, że czekacie na kolejne wpisy, że śledzicie tego bloga!
Co myślicie o nowym bohaterze? Lubicie go choć troszkę? :))
Myślicie, że jak powinna skończyć się ta historia?
Czekam na opinie.
Pozdrawiam.

PEACE&LOVE <33
"M"

LEAVE ME ALONE!

Zayn popatrzył na mnie przerażony, jednak zaraz się uśmiechnął.
- Gdzie byłem ja? O czym ty mówisz?
- Nie udawaj debila! To ty byłeś w tym cholernym labiryncie!
Głos drżał mi z przerażenia. Chłopak, którego obdarzyłam uczuciem zachował się jak psychopata i nawet nie chciał się do tego przyznać.
- Jakim labiryncie? O czym ty mówisz?- powtórzył pytanie, jednak jego głos zabrzmiał bardzo niepewnie.
- Posłuchaj..- mówiłam stanowczo, mimo, iż w głębi serca błagałam Boga, aby Zayn okazał się niewinny- Możemy się tak bawić całą noc. Tylko po cholerę? Wiem, że to byłeś ty, nawet nie zaprzeczaj...
Zatrzymał samochód na poboczu i spuścił wzrok.
- Tylko po co? Dlaczego?- chciało mi się płakać, jednak musiałam być silna.
- Ja...- zaczął niepewnie- Ja nie chciałem, żeby to tak wyszło...
- Ha! Czyli jednak! Odblokuj te drzwi, chcę wysiąść.
- Daj sobie wytłumaczyć!
- Nie wydaje mi się, żeby było tu cokolwiek do tłumaczenia...Zostaw mnie w spokoju!
- Jednak pozwól, że spróbuję- spojrzał na mnie błagalnie.
- W porządku, masz 3 minuty.
- Tak więc.. Przebrałem się w ten głupi kostium, bo chciałem z tobą porozmawiać, ale dopóki byłaś z tym palantem..
- Nie mów tak na niego. Ma imię..
- Rany.. ok.. dopóki byłaś z "Chrisem" nie mogłem do ciebie podejść. Chciałem to zrobić jak tylko pojechał, tam przy barze, ale ty poszłaś do tego głupiego labiryntu. Byłaś sama, więc stwierdziłem, że to idealna chwila. Już chciałem się do ciebie odezwać, ale ty zaczęłaś biec bez celu, ruszyłem za tobą. Nie chciałem cię wystraszyć. Ba! nawet nie sądziłem, że można cię przestraszyć czymkolwiek- uśmiechnął się łobuzersko, jednak jego uśmiech zbladł, gdy zobaczył mój zirytowany wyraz twarzy- Potem, w tym grobowcu chciałem zdjąć maskę, ale ty się tak cholernie bałaś, że pomyślałem, że mnie za to znienawidzisz...
- I jak? Tak jak jest teraz, jest lepiej? Osiągnąłeś przeciwny skutek..
- Naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić. Nie mógłbym..
- Trzy minuty minęły...- powiedziałam, kładąc rękę na klamce.
- Poczekaj! Powiedz, że mi wierzysz, że mi wybaczasz.
Spojrzał na mnie, widziałam ból w jego oczach. Przełknęłam ślinę.
- Tak. 
- Tak? to znaczy, że mi wybaczasz?
- Tak, ale wybaczam ci tylko to straszenie.
- Tylko? Nie rozumiem..
- Nie wybaczę ci tego cholernego pocałunku!
Wyszłam z auta, trzasnęłam drzwiami i ruszyłam przed siebie. Nie odwracałam głowy, dopóki nie upewniłam się, że odjechał. Łzy pociekły mi po policzkach. Jak ja nienawidziłam Zayna, za to co zrobił. Jednak jeszcze bardziej nienawidziłam siebie, za to, że idąc teraz sama w mroku, myślałam tylko o tym, że pragnę znów poczuć jego usta na moich.
Nagle zabrzęczał mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Nieznany numer.
- Halo?
- Hej piękna! Tu Chris. Dzwonię z telefonu ojca. Jak się bawisz?
- To ty jeszcze nie wróciłeś?- zapytałam, a łzy napłynęły mi do oczu. Uspokoiłam się jednak szybko, nie chciałam, żeby Chris się martwił.
- Jak to? Przecież, gdybym wrócił, zobaczyłabyś mnie..
- Wyszłam z imprezy wcześniej...
- Co? Czemu? Dlaczego nie zadzwoniłaś?
- Nie wiem.. Chciałam się tylko przewietrzyć, a potem stwierdziłam, że nie wracam.
- I błąkasz się sama po Londynie, w noc Halloween?
- Spokojnie.. Widzę jakiś bar. Pójdę, napiję się ciepłej herbaty i poczekam na ciebie.
- Hmmm.. kurcze.. To może zająć chwilkę. Jeden z nich ma poważnie rozciętą brew i usta, lekarze muszą założyć szwy.
- Nie szkodzi..- powiedział, choć naprawdę marzyłam, żeby już go zobaczyć, przytulić, powiedzieć co się stało.
- Muszę kończyć, tata mnie woła. Napisz sms'em nazwę baru. Przyjadę jak tylko skończymy.
- OK. Pa! Kocham cię bardzo.
- Ja ciebie też. Do zobaczenia.
Zrezygnowana włożyłam telefon do torebki i ruszyłam do baru.

W środku nie było ruchu. Pewnie każdy bawił się na jakiejś imprezie. Usiadłam przy barze, jednak nie zauważyłam żadnego kelnera.
- Witam serdecznie!
Odwróciłam się przerażona. Za mną stał chłopak lat około 18. Miał szaro- niebieskie oczy, krótkie ciemne włosy i sympatyczny uśmiech.
- Cześć.. - wydukałam.
- Jestem Thomas. Będę cię obsługiwał.
- To miło- uśmiechnęłam się blado- Andy- dodałam, wyciągając do niego dłoń. Chwycił ją, potrząsnął, a potem poszedł za bar.
- No to mów.
- Co? 
- Jesteś sama, w kostiumie, w noc Halloween i wyglądasz na bardzo zmęczoną i...bardzo nieszczęśliwą. Problemy miłosne?
Spojrzałam na niego z uznaniem. Weszłam tu chwilę temu, a on już wiedział o mnie wszystko.
- Jesteś jasnowidzem? Układasz tarota, albo wróżysz ze stóp?
Roześmiał się szczerze i radośnie. Na ten dźwięk uśmiechnęłam się szeroko. Chłopak miał w sobie mnóstwo pozytywnej energii. 
- Nie.. mam siostrę. To wystarczy, żeby poznać umysł nastolatki. Zawsze chodzi o faceta.
- Mądrala.. nie poznałeś tematu w całości. Różne dziewczyny różnie myślą, wiesz?
- To dziewczyny myślą?- udał zdziwienie- Nie no żartuję. Myślicie więcej niż ja, to pewne.
Uśmiechnęłam się do niego serdecznie. Zaparzył dwie herbaty i kazał opowiedzieć, co się stało. Spędziłam w barze ponad godzinę. Bawiłam się tak dobrze, że nie zauważyłam jak czas szybko przeminął, ani tego, że Chris dzwonił dziesięć razy. W końcu rzuciłam okiem na zegarek. Była już trzecia w nocy.
- O rany.. jak późno. Mój chłopak pewnie bardzo się martwi- chwyciłam telefon- Tak.. 10 nieodebranych połączeń.
- Hah, troskliwy ten twój Zayn...
- Chris.
- A no tak, wybacz... jeszcze nie przetworzyłem wszystkich informacji. 
- Lepiej zadzwonię, żeby przyjechał.
- Daj spokój, nie fatyguj go. Ja cię odwiozę.
- Naprawdę? To nie kłopot?
- Nie no co ty! I tak miałem już zamykać. Napisz mu, że zaraz będziesz.

Wyszliśmy na parking, na którym stał tylko jeden samochód- zielony Peugeot. 
- Zapraszam serdecznie milady!- powiedział otwierając drzwi auta.
- Dziękuję. Prawdziwy z ciebie gentleman! 
Usiadłam na miejscu pasażera, zapięłam pasy i spojrzałam w przez okno. Zdawało mi się, że z bocznej drogi wyjechało auto Zayna, ale stwierdziłam, ze jestem przewrażliwiona i pewnie mi się zdawało. Thomas puścił kawałek Avicii.
Ruszyliśmy 

wtorek, 5 listopada 2013

Witam.
Chciałabym zapytać, czy jest coś, co zmieniłybyście( odjęły, dodały, cokolwiek) w tym blogu :)
Z chęcią poznam wasze zdanie.. a jeśli będę w stanie zmienię go!

czekam na opinie z niecierpliwością..
PEACE&LOVE
"M"

niedziela, 3 listopada 2013

IT WAS YOU!

Od tamtego wieczoru minęły dwa miesiące. Z Chrisem układało mi się cudownie. Niby nie myśleliśmy jeszcze o wspólnej przyszłości, jednak zdarzały się nam piękne, melancholijne wieczory, gdy wtuleni w siebie, siedzieliśmy przy kominku i oglądaliśmy magazyny z wyposażeniem wnętrz i wybieraliśmy meble do mieszkania. Śmialiśmy się z różowych krzesełek, kłóciliśmy o kolor kafelków w łazience, wybieraliśmy odcienie farby do sypialni. To były piękne chwile, przepełnione miłością i szczęściem. Od tego czasu nie widziałam Zayna. Wielokrotnie chciałam z nim rozmawiać, dzwoniłam, pisałam, chodziłam do domu jego rodziców, ale Zayn wyjechał do Londynu. Nie chciał mnie widzieć. Nie mogłam się z tym pogodzić, chciałam się wytłumaczyć, choć tak naprawdę nie miałam powodów do tłumaczenia. Ja po prostu byłam szczęśliwa...

Nadszedł 31 październik, dzień imprezy Halloweenowej w londyńskiej filii wytwórni należącej do rodziców Chrisa. Mój narzeczony mówił o tym bez przerwy, przez ostatnie dwa tygodnie. Na tym przyjęciu miał oficjalnie poinformować wszystkich znajomych swojej rodziny o naszych zaręczynach. Okropnie się denerwowałam, ale radość w oczach Chrisa dodawała mi otuchy. 
Do Londynu wyjechaliśmy o świcie. Srebrne Audi mknęło autostradą 120 km/h, w radiu leciał przebój Arctic Monkeys, który uwielbiałam. Na miejscu byliśmy kilka godzin przed rozpoczęciem imprezy. Rodzice Chrisa jak zwykle przywitali mnie ciepło. Jego mama zaproponowała wspólne zakupy. Przystałam na to z uśmiechem.
- Myślę, że ten kostium będzie dla ciebie idealny- powiedziała, gdy po trzech godzinach szukania trafiłyśmy na świetny sklep z kostiumami halloweenowymi. W dłoniach trzymała białą, poszarpaną i poplamioną suknię ślubną.
- Gnijąca panna młoda? Uwielbiam ten film! A kostium jest piękny!
- Mhmm.. a w dodatku każdy będzie wiedział, że już niedługo będziesz prawdziwą panną młodą- mrugnęła porozumiewawczo .
- Taaa... mamy jeszcze sporo czasu. Najpierw chcę skończyć szkołę i..
- Haha! Spokojnie przecież nie ciągnę cię przed ołtarz! Bardzo się cieszę, że tak ważną decyzję chcecie przemyśleć. To się chwali.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Kochałam tę kobietę jak własną matkę.

Wybiła 22:00. Ubrana w suknię ślubną, z sinymi plamami na skórze siedziałam przy barze z przekąskami i czekałam na Chrisa. Pojawił się na chwilę przed przyjściem gości. Ubrany w strój seksownego hrabiego Draculi prezentował się oszałamiająco. 
- Mogę cię ugryźć?- zapytał i musnął ustami moją szyję.
- Jestem zombie. Już nie płynie we mnie hemoglobina- odwzajemniłam pocałunek.
- Hah, jaka szkoda, że nie wiedziałem, jaki kostium wybierzesz... Wybrałbym jakiś surducik, czy coś.. 
- Haha.. mi tam się bardzo podoba twoje mroczne, nieśmiertelne oblicze Draculi. Troszkę Zmierzch się kłania.
- Wypraszam sobie! Jestem starodawnym, przerażającym wampirem, a nie chłopcem w idealnej fryzurze.
- Taaak.. starodawnym, przerażającym i bardzo przystojnym..- zarzuciłam mu dłonie na szyję. W tym momencie po plecach przebiegł mi dreszcz. Naszło mnie dziwne uczucie, jakby ktoś nas obserwował. Rozejrzałam się po sali. Na imprezie bawiło się wiele gwiazd. Także zespół One Direction. Przyglądałam im się dłuższą chwilę, ale nie spostrzegłam Zayna. 
"Pewnie dowiedział się, że tu będę i nie przyszedł"- pomyślałam zrezygnowana. Nagle zauważyłam mężczyznę w stroju Upiora z opery. Stał z dala od wszystkich i tępo wpatrywał się we mnie. Był wyższy od innych chłopaków na sali i wydawał się sporo starszy ode mnie. Wyglądał jak psychol. Przerażona spuściłam wzrok. 
Na szczęście w tej chwili kapela zaczęła grać. Tłum gości ruszył na parkiet i zasłonił widok Upiorowi. Chris poprosił mnie do tańca. Wirowaliśmy na parkiecie przez ponad godzinę, kiedy nagle muzyka się urwała. Wszyscy spojrzeli w stronę grupki mężczyzn siedzących na tarasie i kłócących się ze sobą. Po chwili jeden z nich wstał i uderzył w twarz starszego producenta. Rozpętała się bójka, mężczyźni wyzywali się i rzucali obelgi, które słychać było w całym budynku. Ojciec Chrisa rzucił się uspokajać mężczyzn.
- Wybacz skarbie, muszę mu pomóc.- rzucił mój ukochany i ruszył za tatą.
- No pewnie. Tylko uważaj!
Po chwili udało im się uspokoić awanturników. Jednak kilku z nich poniosło obrażenia i Chris musiał jechać do pobliskiego szpitala, tylko on nie pił alkoholu, więc został kierowcą.
- Zaraz wracam, baw się dobrze.. możesz zobaczyć pokój strachów, jest na górze.
Pojechał.
Zostałam sama, jednak nie zamierzałam przestać się bawić. Poszłam więc na piętro, tak jak radził Chris.
Spece od scenografii spisali się wspaniale. Wielki hol stał się przerażającym ciemnym miejscem. Delikatnie stąpałam po podłodze, żeby nie nadepnąć na żadną pułapkę. Nagle usłyszałam za sobą szelest. Odwróciłam się przerażona, ale nie spostrzegłam nikogo. Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Weszłam do pokoju o nazwie Room of mirrors. Potężne lustra wykrzywiały moją sylwetkę. Raz ukazywały mnie niesamowicie chudą, następnie grubą, wysoką, malutką. Bawiłam się tam świetnie. W jednym z luster po lewej stronie zamajaczyła mi jakaś ciemna postać.
- Halo? Ktoś tu jest?- Zaczęłam nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu- To nie jest śmieszne. Cholera jasna!- krzyknęłam, gdy ciemna postać znów mignęła w lustrze. Rozpoznałam przebranie- Upiora z opery.
Zaczęłam iść szybciej, łzy strach spływały mi po policzkach. Na górze nie było nikogo, wszyscy woleli bawić się przy tych cholernych drinkach na parterze.
" Nikt mi tu nie pomoże"- myślałam przerażona. Zimny pot spływał mi po plecach. Pokój luster przypominał teraz wielki labirynt. Nie mogłam znaleźć drogi do wyjścia.
Nagle ktoś szarpnął moją dłoń i pociągnął do grobowca stojącego pod ścianą. Krzyczałam najgłośniej jak tylko mogłam, ale nikt mnie nie słyszał. Upiór zamknął drzwi i położył dłoń na masce. Płakałam ze strachu.
- Uspokój się do cholery!- krzyknął, a ja nie rozpoznałam jego głosu. Musiał być kimś obcym. - Słyszysz? Po co tak krzyczysz?
Próbowałam zrozumieć co do mnie mówił i uspokoić się, jednak strach strach brał górę. 
- Jesteś panną młodą, co?- zaakcentował szyderczo- więc gdzie twój pan młody?
Serce zaczęło galopować mi w piersi. Odepchnęłam Upiora i chciałam wybiec z grobowca, ale złapał moje ramiona i przycisnął mnie do ściany. Nie zrobił tego mocno, ale mimo to cholernie się bałam. Musnął palcami moją twarz i pocałował mnie w usta. Odpychałam go z całej siły. 
- Nie musisz się bać.. Słyszysz?! Cholera! Nie bój się.
Ja jednak nie słuchałam. Oderwałam go od moich warg, odepchnęłam i wybiegłam z ciemnego labiryntu. Biegłam szybko, nie zwracałam uwagi na gości, którzy przyglądali mi się z zaciekawieniem. Wybiegłam z budynku. Zatrzymałam się dopiero, gdy upewniłam się, że nikt mnie nie goni. Usiadłam na ławce i modliłam się, żeby samochód Chrisa podjechał tu i zabrał mnie do domu. Nagle zauważyłam światła samochodu. Zatrzymał się koło mnie. Oślepiona blaskiem reflektorów dopiero po chwili rozpoznałam kierowcę.
- Zayn? Co ty tu robisz?
- Jadę na imprezę.. cały zespół tam jest. A ty? Co tu robisz?
Rozpłakałam się. Wyszedł z samochodu, przytrzymał moje rozdygotane ciało i usadowił na miejscu pasażera. 
- Chodź. Pojedziemy do jakiejś knajpy na gorącą herbatę. Powiesz mi co się stało.
-  W porządku. Dziękuję- uśmiechnęłam się blado.
- Więc.. Gnijaca panna młoda, co? Film naszego dzieciństwa..
- Dokładnie..
- A więc gdzie twój pan młody? - zapytał z ironią. Moje serce stanęło. Ręce zaczęły drżeć, głos stanął mi w gardle. Jedyne co zdołałam powiedzieć:
- Zatrzymaj się. 
- Co? Zwariowałaś? 
- Chcę wysiąść.
- Nie zostawię cię na środku drogi.. dziewczyno.
Spojrzałam na niego przerażonym wzrokiem.
- To byłeś ty..