.

.
1D 4ever

poniedziałek, 23 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 9

CZYLI O TYM, JAK BOLI NIEDOTRZYMANA OBIETNICA...

Siedziałam w kawiarni już ponad godzinę. Ben miał pojawić się dopiero za dziesięć minut, ale nie wytrzymałam przebywania w pustym mieszkaniu i myślenia o tym, co muszę zrobić. 
"Muszę zerwać z Benem". Ta myśl nie dawała mi spokoju. Czułam okropne wyrzuty sumienia. Siedząc przy stoliku numer dziesięć, układałam w głowie różne wersje wydarzeń. 
Nareszcie zrozumiałam, że ja i Ben już od dawna nie byliśmy parą. Odsunęliśmy się od siebie już parę miesięcy temu, teraz to się po prostu pogłębiło. Odległość, nowe życie, nowi ludzie zmieniły nas oboje. Od dawna nie potrafiliśmy być ze sobą szczerzy, nie umieliśmy rozmawiać. Czułam, że coś jest nie tak, ale dopiero teraz widziałam to wyraźnie, bałam się jednak czy Ben jest tego świadom. 
Usłyszałam kroki. Odwróciłam się w stronę, z której dochodziły. Ben zbliżał się wolno w moim kierunku. Nachylił się by mnie pocałować, ale odsunęłam się szybko. Opadł więc ciężko na siedzenie naprzeciwko mnie. 
Okropnie się bałam, serce galopowało mi tak szybko, że myślałam, że zaraz wyskoczy z piersi.
- Ben...
- Chcesz ze mną zerwać tak?- zapytał i uśmiechnął się blado.
Zaskoczył mnie tym.
- Skąd..
- ...wiem? Nigdy nie zaczęłabyś rozmowy, która jest naszą pierwszą rozmową od dawna od tego cholernego, niepewnego "Ben..."- ostatnie słowo zaintonował dziewczęcym głosikiem, w którym wyczułam smutek.
Spuściłam wzrok, nie mogłam patrzeć na łzy w jego oczach.
- Tak mi przykro... Nie sądziłam, że będę w stanie to kiedykolwiek zrobić- mówiłam wolno, łzy cisnęły mi się do oczu- Ale ja już tak dłużej nie mogę.
- Jak?
- Odszedłeś wkurzony, nie dałeś znaku życia, a teraz wracasz i chcesz żebyśmy nadal byli razem... 
- Myślałem, że też tego chcesz.
- Owszem. Jeszcze parę dni temu chciałam, ale od tego czasu tyle się wydarzyło, tyle zmieniło...
Roześmiał się gorzko.
- Ben, nie jest mi przykro, że musimy się rozstać, że to ja jestem tego powodem, bo tak po prostu musiało być. Prędzej, czy później któreś z nas i tak by to zakończyło i dobrze o tym wiesz... Nie czuję się winna temu, że się rozstajemy, tylko temu, że nie dotrzymałam danego ci słowa- patrzył zdziwiony, jakby nie rozumiał o co chodzi- Przy naszym ostatnim spotkaniu obiecałam, że się w nim nie zakocham... nie dotrzymałam słowa... Przepraszam.
Milczał dłuższą chwilę, która dla mnie była wiecznością.
- Chyba nie powinienem znów cię prosić o obietnicę, ale spróbuję... Obiecaj mi, że zostaniemy przyjaciółmi. Nie takimi jakimi są ludzie po rozstaniach, tylko takimi, jakimi byliśmy przed tym całym związkiem. Ja i ty...
- ...na zawsze- dokończyłam cicho- Mogę ci to obiecać. Z ręką na sercu, słowem harcerza, czymkolwiek...
- Może po prostu nic nie mów, tylko bądźmy tymi dziećmi, które przyjaźniły się od zawsze i na zawsze. 
- Doskonały pomysł. 
Wstałam od stołu, zbliżyłam się do Bena, ucałowałam go delikatnie w policzek i ruszyłam w stronę drzwi.
- Wiesz..- zawołał za mną- Niedotrzymana obietnica boli, ale nowa daje nadzieję. 
Uśmiechnęłam się delikatnie i wyszłam z kawiarni. Moją twarz owiał zimny podmuch.

Autobus jechał wolno, bardzo wolno, jakby nigdy nie miał dojechać do celu. W końcu stanęłam przed budynkiem szpitala dziecięcego, w którym leżał Robbie. Ostatnio bardzo dużo myślałam o chorym chłopcu, chciałam, ba! musiałam, go zobaczyć.
Podeszłam do recepcji. Starsza pielęgniarka w żółtawo- beżowym kitlu przekładała stosy papierów. 
- Przepraszam- powiedziałam cicho.Uniosła głowę do góry i zmierzyła mnie nieprzyjemnym, zimnym spojrzeniem.
- Taak?- miała zachrypnięty głos. Musiała od dawna palić.
- Ja w odwiedziny. 
- Ach tak, a do kogo przepraszam? 
- Do Robbiego. Leży w sali 202 na trzecim piętrze.
- Onkologia - prychnęła- A ty jesteś..?
- Nie rozumiem.
- Czy jesteś z rodziny, albo jesteś kimś bliskim?
- Jestem przyjaciółką. 
Kobieta roześmiała się głośno.
- Ależ oczywiście! Niestety nie mogę wpuścić nikogo, oprócz rodziny. Do widzenia.
- Ale...
- Do widzenia.
- On nie ma rodziny!- krzyknęłam desperacko.
Ponownie zlustrowała mnie wzrokiem.
- Robbie to ten mały z domu dziecka?- zapytała.
Przytaknęłam.
- Posłuchaj kochaniutka- powiedziała- Nawet gdybym chciała cię wpuścić, to nie mogę. Nie dzisiaj. Dzisiaj mały ma serię badań. Przyjdź innym razem, to cię wpuszczę na pewno. 
Zrezygnowana spuściłam wzrok.
- Mimo wszystko dziękuję- odwróciłam się, żeby odejść, kiedy przypomniałam sobie o prezencie- A mogłaby pani przekazać mu, że tu byłam i dać tę paczkę?- wyciągnęłam w jej stronę pakunek pełen kredek i farb.
Kobieta po raz pierwszy uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Oczywiście.

Siedziałam w szpitalnym bufecie i czekałam na autobus powrotny. Znudzona bawiłam się słomką dołączoną do napoju pomarańczowego. Nagle poczułam na plecach dreszcz. Taki, jaki czuję zawsze, gdy ktoś mnie obserwuje. Odwróciłam się szybko. Dwa stoliki dalej siedział Adam i uśmiechał się szeroko. 
- Powiedz mi, że to sen- mówiąc to, wstał i dosiadł się do mojego stolika.
- Chyba koszmar.
Roześmiał się głośno. Dopiero teraz zauważyłam, że ubrany był w kitel lekarski.
- Ty jesteś...
- Lekarzem?- odgadł moje pytanie- Tak. Onkologiem.
Byłam zaskoczona, ale starałam nie dać tego po sobie poznać.
- Całe szczęście- szepnęłam- Jeszcze chwila a pomyślałabym, że mnie prześladujesz.
- Wiesz, że jak zobaczyłem cię w recepcji, to pomyślałem dokładnie to samo?
- Widziałeś mnie w recepcji?
- Mhmm.. jak kłóciłaś się z Mambą.
- Mambą?
- Czarną Mambą. To ta "przemiła" siostrunia z recepcji.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Doprawdy urocza...- potwierdziłam ironicznie.
- Jesteś tu dla Robbiego, tak?- spoważniał.
Pokiwałam głową twierdząco.
- Mój najlepszy pacjent. Najodważniejszy. 
- Tak. Można zauważyć ile w nim wiary i siły.
- Siły niestety coraz mniej...
Zapadła cisza. Spuściłam wzrok. Mimo, że wiedziałam, że z Robbiem nie jest dobrze, nadal nie potrafiłam uświadomić sobie, że umiera.
- Powiedzieć ci coś?- zapytał, przerywając niezręczne milczenie- Chciałem zostać lekarzem, żeby takie sytuacje nie miały miejsca. Żebym nie musiał mówić ludziom, że ktoś umiera, ale odkąd tu jestem, zaczynam rozumieć, że nie ma na świecie żadnego lekarstwa, które może uchronić człowieka od śmierci, ani jego bliskich od cierpienia...To jest największy ból tego zawodu.
Uśmiechnął się blado. Łzy same cisnęły mi się do oczu, jednak starałam się być silna. Nie rozumiałam, dlaczego nie chciałam rozkleić się przed Adamem. 
Jednak on widział, że jestem bliska płaczu. Chwycił moją drżącą dłoń w swoją silną rękę. Poczułam ogromne ciepło. Siedzieliśmy w milczeniu. Jednak to była dobra cisza, bardzo oczyszczająca. 
Nagle jakiś pielęgniarz podszedł do drzwi.
- Adam, jesteś proszony do pacjentki z sali 214.
- Już idę. Przepraszam- zwrócił się do mnie- Jestem tam potrzebny...
Puścił moją dłoń, a ja nie wiedzieć czemu, chciałam tylko krzyczeć, że też go tu potrzebuję. Nikogo innego, właśnie jego.

10 komentarzy:

  1. Ohohoho ! Popłynełaś, ale pozytywnie :) częsc hmm , masz racje dziwna, ALE fajna! Zabraklo mi tylko Louis'a... Mam nadzieje, ze juz konczysz watek , piszesz nowy rozdzial i wkrotce mnie pozytwnie zaskoczysz nowym wpisem na blogu !
    (Adam - lekarzem ! Wow , tu mnie zaskoczylas, i to jak ! )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Louis jeszcze się pojawi spokojnie xd
      ale Adam też was wszystkie zaskoczy! obiecuję!
      :))
      pozdrawiam

      Usuń
    2. Oooo ! Ale napięcie ! Teraz nie zasne , chyba że dziś wstawisz następną część :) Jak Ci idzie ? xo

      Usuń
  2. Julia Tomlinson24 grudnia 2013 11:41

    Zajebisty rozdział. Szkoda,że Robbie może umrzeć. Czekam na kolejny rozdział:) Życzę Wesołych Świąt

    OdpowiedzUsuń
  3. Zakochała się ^^, to mi się podoba :)!
    Chociaż baaardzo staram się nie lubić Adama, bo mam złe przeczucie, że coś tu namiesza to jednak po tym rozdziale zaczyna mięknąć mi serce. Nadal mam jednak nadzieję, że okaże się fantastycznym PRZYJACIELEM i wielu komplikacji nie będzie :).
    Podoba mi się, że pokazujesz tą ciepłą, niezdecydowaną i bardzo dziewczęcą Jackie :).

    Pozdrawiam i życzę wesołych świąt :* !

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny!!! Tylko mam nadzieję, że nie zakocha się w Adamie.... z Lou są idealną parą!!!! Proszę dodaj szybko następny rozdział pozdrowienia i wesołych świąt kochana!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny :D popieram Weronikę po całości ;) niech sobie będą spokojnie z lou :* PISZ< PISZ <3
    mee-and-one-direction-foreveer.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi się podoba ten rozdział będe czytać dalej . :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mi się podoba ten rozdział . Mam nadzieje , że będziesz pisać dalej i zabieram się za czytanie następnych :)

    OdpowiedzUsuń