.

.
1D 4ever

niedziela, 8 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 4

CZYLI O TYM JAK POKŁÓCIŁAM SIĘ Z REKTOREM AKADEMII, MOIM CHŁOPAKIEM I... "MOIM CHŁOPAKIEM"

Siedziałam na ławce przed gabinetem pani Walles. Ręce mi się trzęsły i nie mogłam poukładać myśli. Jeszcze godzinę temu nie miałam większych powodów do zmartwień, a teraz musiałam przeprosić za spóźnienie pierwszego dnia w Akademii, przerosić Bena, wytłumaczyć mu całą sytuację i modlić się, żeby zrozumiał i wybaczył, ale przede wszystkim miałam przez najbliższe trzy miesiące udawać dziewczynę sławnego chłopaka. Na myśl o tym robiło mi się niedobrze. Niby jak mam udawać, że jesteśmy parą, przecież nawet go nie znam, nie ma nic między nami, wszyscy się zorientują, że to udawany związek. Poza tym nie miałam pewności, że dotrzymają postawionych przeze mnie warunków. Po pierwsze chciałam sama załatwić tę sprawę z Benem i móc się z nim dalej spotykać, jednak Hugh zadecydował, że mają to być potajemne spotkania, z dala od ludzi. Po drugie to ja miałam wymyślić całą historię tego związku, a po trzech miesiącach sama go zakończyć. Nie miałam ochoty być ofiarą, której wszyscy będą żałować.
Z rozmyślania wyrwał mnie głos sekretarki oznajmującej, że pani Walles zaprasza mnie do siebie. Wstałam i wolnym krokiem udałam się do gabinetu.
- Jaqueline Russo, lat 17. Córka Margaret i Jacoba Russo. Artystka, laureatka wielu konkursów plastycznych...- głos pani Walles zabrzmiał echem w moich uszach, na jej twarzy malowało się niezadowolenie- ...w swoim regionie, a także pierwsza stypendystka spóźniona na spotkanie z rektorem...
- Tak to ja.- spuściłam głowę i czekałam na reprymendę.
- Rzekłabym, że jest mi niezmiernie miło, ale nie jest. Z twojego powodu musiałam opuścić lunch z bardzo znanym artystą, który mógłby poprowadzić kursy w tej szkole. Ale jak widać pozbawiłaś innych uczniów tego przywileju. 
- Bardzo mi przykro... to nie była moja wina...
- Ależ oczywiście, że nie! Pozowanie przed aparatami ze sławnym chłopakiem to absolutnie nie jest pani wina- w jej głosie wyczułam kpinę.
- To nie jest...- chciałam wytłumaczyć, ze Louis nie jest moim chłopakiem, ale ugryzłam się w język- ...tak jak wygląda.
- Posłuchaj dziewczyno. W tej szkole nie interesują nas kontakty naszych uczniów, ale talent i ciężka praca. Wyrzuciłabym cię już dziś, bo nie szanujesz swojego stypendium i mnie, jako osoby przełożonej...
Spuściłam głowę, próbowałam stłumić łzy.
-... ale przejrzałam twoje papiery, dzięki twemu spóźnieniu miałam na to sporo czasu i doszłam do wniosku, że masz prawdziwy talent i do swojej obecnej sytuacji doszłaś dzięki ciężkiej pracy. A to, jak wspominałam, cenimy w naszych uczniach. Dlatego dam ci jeszcze jedną szansę. Zaczynasz jutro o godz. 8:00. Tylko się nie spóźnij- mówiąc to wręczyła mi plan zajęć oraz klucz do pokoju.
Szczęśliwa rzuciłam jej się na szyję.
- Dziękuję! Nie zawiodę Pani! Obiecuję!
Uradowana wybiegłam z gabinetu.

Siedziałam w pojedynczym pokoju w akademiku i przeglądałam podręcznik do historii sztuki. Pomyślałam, ze czeka mnie mnóstwo nauki. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam, założyłam ciepły sweter leżący na krześle i ruszyłam otworzyć. Moim oczom ukazał się Ben. Stał na progu w mokrych rzeczach, z włosów kapały krople deszczu, patrzył mi głęboko w oczy. 
- Ben... jesteś...
Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale nie mogłam znaleźć odpowiednich słów.
- Jestem. 
Spuścił wzrok i zaczął nerwowo miętosić rękaw kurtki. Zawsze tak robił, gdy się denerwował.
- Wejdź, musisz się wysuszyć. Idź do łazienki, a ja zrobię ci herbatkę.
Niepewnie wszedł do środka, zdjął buty i rozejrzał się po pokoju. Poszłam do szafy po jego bluzę, którą dał mi przed wyjazdem, chwyciłam też koc, żeby się ogrzał.
Gdy weszłam do łazienki stał bez koszulki i spodni i wycierał mokre ciało ręcznikiem. Nie pierwszy raz widziałam go w takim stanie, ale po raz pierwszy zrobiło to na mnie takie wrażenie. Jego umięśniona klatka piersiowa lśniła mokra od wody, a wytrenowane łydki napinały się z każdym ruchem. Minął tylko jeden dzień, a ja już strasznie za nim tęskniłam. 
- Proszę. Przebierz się. 
Podałam mu ubrania i poszłam przygotować herbatę. Po pół godziny siedzieliśmy wtuleni w siebie i słuchaliśmy naszej ulubionej piosenki. Wytłumaczyłam mu wszystko, co zdarzyło się dzisiejszego poranka i chociaż nie przyjął tego z entuzjazmem to pogodził się z sytuacją i ze mną.
- Czyli, dla pewności... nic was nie łączy?- zapytał i ucałował mnie w czoło.
- Nie. Nawet go nie znam. Po prostu obiecałam pomóc. To potrwa tylko trzy miesiące, potem będę tylko twoja.
- Trzy miesiące to sporo czasu.
- Wiem...
- Ale wiesz co?
- Co?
- Zaczekam. Czekałem na ciebie całe życie, trzy miesiące to kropla w morzu. Tylko obiecaj mi coś.
- Cokolwiek chcesz.
- Nie zakochaj się w nim. 
- Zwariowałeś?
- Mówię poważnie, bo co jeśli coś cię z nim połączy?
- Powtarzam ci, że nic mnie z nim nie łączy i nie połączy!
W tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Louis wszedł do pokoju z butelką szampana i bukietem róż. - Chciałem...- nie dokończył, bo zauważył Bena, który zaraz wyprostował się nerwowo.
- Ben... to jest...- zaczęłam niepewnie.
- Nic cię z nim nie łączy, tak? - przerwał mi - Spotykacie się tylko wtedy, gdy musicie, tak? Rany... czyli co? Macie teraz "służbowe" spotkanie, a ja wam przeszkadzam?
- Nie... oczywiście, że nie...
- Daj spokój. To bez sensu. Muszę to sobie wszystko przemyśleć. Na razie.
Wstał, wziął swoje ubrania i wyszedł, trzaskając drzwiami. Stałam oniemiała i patrzyłam tępo w kanapę, na której siedział.
- Posłuchaj...- odezwał się Louis- chyba przyszedłem nie w porę.
- Chyba?
- Nie chciałem... chciałem tylko podziękować...
- Wyjdź. Chcę zostać sama. 
- Daj spokój. Nie wiedziałem, że masz gościa, że miałaś gościa...
- Ughh... po prostu wyjdź, muszę do niego zadzwonić, a twoja obecność mi w tym nie pomoże.
- Ale...
- Wyjdź.
- A co z umową?
Zastanowiłam się dłuższą chwilę.
- Aktualna, jeśli zostawisz mnie i moje życie osobiste w spokoju. 
- W porządku. Naprawdę mi przykro.
- Za to? Czy za cały dzisiejszy dzień? Bo uwierz mi, nie ułatwiłeś mi dziś niczego, raczej wszystko spieprzyłeś.
Spuścił głowę, odłożył róże na stół i wyszedł. Usłyszałam tylko dźwięk zamykanych drzwi.   
 

6 komentarzy:

  1. Świetne, po prostu świetne ! Uwielbiam twoje opowiadania !!! Xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam twoje opowiadania! Czekam nn z nie cierpliwością!!! Misia

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny świetny rozdział! :) z utęsknieniem czekam na kolejne części :)

    OdpowiedzUsuń