.

.
1D 4ever

sobota, 14 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 5

CZYLI O TYM JAK PO RAZ PIERWSZY COŚ WE MNIE DRGNĘŁO...

Stałam przy sztaludze i tępo wpatrywałam się w białe płótno. Trwały właśnie zajęcia stuki nowoczesnej z profesor Kendrick. Diana Kendrick była wysoką, piękną kobietą około lat trzydziestu. Miała duże, ciemne oczy i sympatyczny uśmiech. Zawsze modnie ubrana, do tego artystka. Dziwiło mnie, dlaczego wciąż była panną. Od mojej kłótni z Benem minął już tydzień. Dzwoniłam, pisałam, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi. "Skoro nie chce ze mną być, mógłby się chociaż odważyć i mi o tym powiedzieć", myślałam zdołowana. Od Louisa również nie miałam żadnych wieści. Koleżanki z roku często mnie o niego pytały. O to jaki jest, co lubi, czego nie. A ja miałam już dosyć opowiadania kłamstw na jego temat, nie mogłam przecież mówić prawdziwych informacji, skoro go nie znałam. 
- Jackie. Jak tam twoja praca?- pani Kendrick wyrwała mnie z zamyślenia.
- Praca? Wre!- powiedziałam ironicznie.
Podeszła do mojego stanowiska, popatrzyła na puste płótno.
- Mieliście przedstawić siebie za pomocą jakiegoś symbolu. Ja widzę tu puste tło. 
- No właśnie- wymyśliłam na poczekaniu- Odkąd opuściłam dom, czuję się bardzo pusta w środku. Biel natomiast symbolizuje moją niewinność w sprawie kłótni z chłopakiem.
Dziewczyny ze stanowisk obok zaczęły szeptać. Panna Kendrick popatrzyła na mnie ironicznie, westchnęła i wróciła do swojego biurka.
Mary-Kate siedząca po mojej lewej szepnęła.
- Pokłóciłaś się z Louisem?
- Co?- zapytałam zmieszana.
- Pytam, czy pokłóciłaś się z Louisem.
- Skąd taki pomysł?
- No przecież powiedziałaś pannie Kendrick, że pokłóciłaś się z chłopakiem.
Nagle dotarła do mnie głupota mojego zachowania. Miałam na myśli kłótnię z moim prawdziwym chłopakiem, z Benem! Ale skąd one mogły to wiedzieć, dla nich byłam dziewczyną Louisa Tomlinsona.
- A to... nie, ja tylko chciałam się wymigać od nagany za brak pracy na zajęciach. Z nikim się nie pokłóciłam.
- O, no tak. Żadna dziewczyna nie chciałaby stracić takiego chłopaka jak Lou. 
- Pewnie robisz wszystko co on chce, żeby nadal z tobą był. A jak nie to cię pewnie zostawi, zresztą nie zdziwiłabym się- wtrąciła się siedząca po mojej prawej Kristin. 
Wyczułam w jej głosie zazdrość.
- Nie- odpowiedziałam miło i spokojnie, mimo, że w środku kipiałam ze złości- Ja i Loui stawiamy na kompromisy. Raz ja decyduje, raz on. To bardzo dobry sposób, by utrzymać przy sobie faceta- mrugnęłam porozumiewawczo, jak te kobiety, które w programach śniadaniowych radzą co należy robić, żeby facet nie uciekł- Radzę zapamiętać- dodałam i cmoknęłam w ich stronę. Obruszyły się i wróciły do malowania.
Byłam wściekła. Wiedziałam, że lubiły Louisa, ale nie sądziłam, że będą tak uszczypliwe.
Zadzwonił dzwonek. Zdjęłam puste płótno ze sztalugi i wolnym krokiem wyszłam z akademii.

Siedziałam w pokoju i mieszałam słabo doprawione spaghetti ze słoika. Zastanawiałam się jak długo będę musiała znosić uwagi zawistnych koleżanek. Były przyzwyczajone do tego, że dostają wszystko, czego chcą. A teraz chciały Louisa.
Louisa, z którym nie rozmawiałam od tamtego feralnego wieczora. Poczułam się winna. Nie potrzebnie tak ostro zareagowałam, ale wtedy wydawało mi się, że wszystko co się stało to jego wina. Jednak było zupełnie inaczej. To była moja wina.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
Na progu stał kurier z bukietem białych lilii. Pomyślałam, że Ben w końcu mi wybaczył i chce się spotkać, jednak kwiaty nie były od niego, były od Louisa.
Do bukietu dołączone było zaproszenie na wystawę fotografii Donatelli Morano dzisiejszego wieczora oraz bilecik z ręcznie wypisanym "przepraszam". Wpatrywałam się w lilie dłuższą chwilę, w końcu chwyciłam telefon.
"Dziękuję za zaproszenie. Przyjdź po mnie o siódmej", napisałam.

Dochodziła siódma. Siedziałam na kanapie i czekałam na Louisa. To była moja pierwsza wystawa i nie bardzo wiedziałam jak się ubrać. Założyłam więc krótką, obcisłą, szarą sukienkę na grubych ramiączkach i czarny, sportowy żakiet. Włosy wyprostowałam i spięłam w wysoki kucyk.
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Louis ubrany był w ciemne dżinsy, białą koszulę i czarną marynarkę. Delikatny zarost na podbródku i idealnie ułożone włosy sprawiały, że wyglądał jak zdjęty z okładki.
"Wygląda bardzo seksownie"- pomyślałam, ale zaraz dodałam- "Jak na niego."
- Witaj- powiedział niepewnie.
- Cześć.
- Słuchaj.. chciałem...cię...przeprosić. 
- Nie. Daj spokój. Nic się nie stało, to nie była twoja wina. 
Uśmiechnął się, widziałam, że odetchnął z ulgą.
- Pięknie wyglądasz.
- Dzięki...- odpowiedziałam niepewnie- Ale wiesz, że umowa nie zobowiązuje cię do komplementowania. Nie musisz tego robić.
- Tak, wiem.
Staliśmy na przeciw siebie dłuższą chwilę i patrzyliśmy sobie w oczy. Zamrugałam nerwowo. 
- To... idziemy?
- Idziemy.

- Co mam robić?- zapytałam, gdy staliśmy przed wejściem do budynku.
- Nie rozumiem.
- No... to jakaś impreza, tak? Muszą tam być paparazzi. Co mam robić?
- Hmmm... po prostu się uśmiechaj i bądź miła. Powinno wystarczyć.
Przełknęłam nerwowo ślinę.
- Powinno?
- Daj spokój. Spójrz na siebie! Zrobisz furorę samym staniem.
- Taaa...ok.
W galerii było tłoczno. Wokół zdjęć ustawiali się krytycy sztuki i notowali coś w swoich dzienniczkach, albo nagrywali na dyktafon. Celebryci zaproszeni na wystawę raczyli się drinkami z darmowego baru. Louis objął mnie w pasie, ruszyliśmy w stronę wystawy. Na ścianach wisiały zdjęcia Paryża, robione nocą i za dnia. Były piękne. Najpiękniejsze jednak było zdjęcie przedstawiające małego chłopca w piaskownicy, który czule całuje swoją rówieśniczkę. Są cali brudni i ledwo utrzymują równowagę...
- Na tym zdjęciu jest mnóstwo miłości- szepnął Lou.
- Tak. To pokazuje, że nie trzeba dużo, żeby kogoś pokochać i mu to okazać. Ta mała jest zaskoczona, ale się nie odsuwa, nie rusza...
Spojrzałam na Louisa, który wpatrywał się w zdjęcie, potem spojrzał na mnie, chwycił mój podbródek i pocałował.
Paparazzi rzucili się, żeby zrobić nam zdjęcia. Oderwaliśmy się od siebie.
- Co to było?- zapytałam.
- To... chciałem, żeby prasa uwierzyła w nasz... ten...no... w nasz związek.
- Ach tak..dlaczego mnie nie uprzedziłeś?
- Nie wiem, to był odruch. Ale się nie opierałaś. Odwzajemniłaś pocałunek- uśmiechnął się szeroko.
- Tak, bo.. ja chciałam, żeby...wyszło... naturalnie.
Spuściłam wzrok, coś we mnie drgnęło.

  

4 komentarze:

  1. Świetne ♥ Kocham ten blog, masz talent i w ogóle... ojeju no nie wiem co jeszcze napisać. Zazdroszczę zdolności i zapraszam do siebie -----> http://life-without-you-x.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. muszę powiedzieć żę na prawdę piszesz świetnie :D
    KOCHAM CIĘ ZA TO OPOWIADANIE <3
    pisz daleeeej xd
    mee-and-one-direction-foreveer.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń