ROZDZIAŁ 7
CZYLI O TYM JAK NIEBO BYŁO SZARE...
Było już po siedemnastej, kiedy wracaliśmy do domu. Siedziałam z głową opartą o fotel i tępo patrzyłam w niebo przez szyberdach. Było szare. Bardzo szare, bardziej niż powinno. Kojarzyło mi się z ufnymi oczami Robbiego. Miało taki sam odcień. Odkąd opuściliśmy salę 202 nie rozmawialiśmy. Próbowałam zebrać myśli, zrozumieć co właśnie się stało, ale nie potrafiłam. Nie mogłam myśleć o małym chłopcu, bo łzy cisnęły mi się do oczu. Nie mogłam też o nim nie myśleć. Pieprzony paradoks.
- Mam dość tej ciszy- odezwałam się w końcu- Co się stało? Dlaczego się nie odzywasz?
Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Myślałem, że jesteś na mnie zła...
- Czemu miałabym być zła?
- Bo cię tam zabrałem, musiałaś na to wszystko patrzeć, mimo że boisz się szpitali...
- Wiesz dlaczego się boję?- zapytałam cicho.
Cały czas patrzył na drogę.
- Nie musisz mi tego mówić, jeśli nie chcesz...
- Miałam pięć lat - udawałam, że nie słyszę tego, co powiedział- To był dwudziesty piąty październik. Wtedy po raz pierwszy byłam w szpitalu. Moja ukochana babcia chorowała na cukrzycę. Tego dnia często chodziła do toalety, ciągle powtarzała, że chce się jej pić, jeść, spać. Nawet nie zauważyliśmy kiedy zapadła w śpiączkę hiperglikemiczną. Rodzice myśleli, że po prostu zasnęła z przemęczenia. Kiedy zauważyli, że coś jest nie tak było za późno...- urwałam, szloch nie pozwolił mówić mi dalej. Musiała minąć chwila nim się uspokoiłam- Zabrali ją do szpitala. Pamiętam cholernie jasne lampy, wysokich mężczyzn w białych kitlach i płacz rodziców. Moja babcia miała przepiękne, szmaragdowe oczy. Uwielbiałam w nie patrzeć. Tamtego dnia zamknęła je na zawsze, nie dając nikomu szansy, by znów zobaczył ich piękno. Od tamtego momentu szpitale kojarzą mi się z tęsknotą... tęsknotą za kolorem szmaragdu.
Miałam wrażenie, że w aucie jest ciszej niż przedtem. Kątem oka spojrzałam na Louisa. Zdjął rękę z dźwigni zmiany biegów i wyciągnął w moją stronę. Chwycił delikatnie moją dłoń.
- Wiesz co jest najgorsze?- zapytałam.
- Co?
- To, że od dziś szpital będzie kojarzył mi się z kolorem szarym, kolorem oczu małego chłopca... i nieba, na którym nie widać słońca.
Ponownie spojrzałam w szyberdach. Kropla deszczu spadła na jego powierzchnię i spływała wolno. Po niej spadały kolejne, jeszcze więcej. W końcu rozpętała się ulewa.
- Masz ochotę na gorącą czekoladę?- zapytał Louis.
- Mhmm..
Siedzieliśmy w przydrożnym barze i popijaliśmy gorący napój. Na scenie za naszymi plecami odbywał się konkurs karaoke. W tym momencie kobieta około lat czterdziestu, z tlenionymi włosami i opalenizną rodem z solarium kaleczyła mój ulubiony kawałek Queen. Na dźwięk jej głosu mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Słuchaj..- zaczęłam- jeszcze nikomu o tym nie mówiłam, znaczy, w ogóle nigdy w życiu tak się nie rozkleiłam. Proszę nie mów nikomu, że jestem taką beksą, ok?
Roześmiał się.
- Nikogo nie chcesz dopuścić do tej wrażliwej Jackie, co? Każdy zna tylko tą silną i zwariowaną.
- Babcia znała obie. Dlatego tak ją kochałam.
Uśmiechnął się ciepło.
- Masz ochotę na coś do jedzenia? Zamówić nam hamburgery?
Przytaknęłam. Odszedł od stolika. W tym momencie zauważyłam przystojnego chłopaka siedzącego naprzeciwko. Patrzył na mnie, nie odrywał wzroku. Speszona spojrzałam w bok, po chwili znów na niego. Nadal siedział z utkwionym we mnie spojrzeniem.
Odchrząknęłam głośno.
- Coś nie tak?- zapytałam zirytowana.
Zamrugał zaskoczony, ale zaraz wstał i podszedł do naszego stolika. Niepewnie rozejrzałam się za Louisem.
- N-nie. Wszystko w porządku. Jak najlepszym- uśmiechnął się zniewalająco, niczym amant lat 60.
- Aha..- powiedziałam mniej pewnie- Już myślałam, że mam coś na twarzy. Coś okropnego, sądząc po tym jak długo się gapiłeś.
Roześmiał się.
- Wybacz, to dlatego, że nie mogłem oderwać się od twoich oczu.
Mimowolnie się zarumieniłam, jednak nigdy nie ulegam komplementom starszym niż moi rodzice.
- No błagam! Czy którakolwiek się na to złapała?
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, w policzkach zrobiły mu się dołeczki.
- Każda. Każda oprócz ciebie.
Przewróciłam oczami.
- Więc?- zapytałam.
- Więc co?- był wyraźnie zaskoczony moim pytaniem.
- Masz jeszcze jakieś bajery w rękawie? Jakiegoś asa, który zniewoli mój umysł i podnieci moje ciało?- uśmiechnęłam się ironicznie- Jeśli nie, to spadaj.
- No proszę! Ładna, do tego inteligentna i zabawna. Można się w tobie zakochać, ale spokojnie... mi to nie grozi. Adam- wyciągnął do mnie prawą dłoń.
- Serio?
- Serio, serio. Chciałem cię poznać. A zapamiętaj sobie jedno. Zawsze dostaję to, czego chcę- ostatnie słowa wyszeptał mi do ucha. Musiałam przyznać, że w podrywaniu dziewczyn był dobry. Bardzo dobry.
Nachyliłam się do jego ucha i powiedziałam równie cicho i seksownie.
- Nigdy nie daję nikomu tego, co chce. Więcej zostawiam dla tych, których ja chcę.
Oparłam się z powrotem o krzesło.
- Wow. Naprawdę jesteś nietykalna. Chyba nikt nie dałby rady cię poderwać...
- Humphrey Bogart by dał. Ale, że mamy rok dwutysięczny tacy jak on, zostali zastąpieni przez takich jak..
- Ja.
- Ty to powiedziałeś.
- Naprawdę mnie zaskakujesz tajemnicza dziewczyno. Możesz mi chyba powiedzieć jak ci na imię, nie sądzisz?
Westchnęłam.
- Jackie.
Chłopak wyciągnął z kieszeni telefon i podał mi.
- Zapisz swój numer, proszę. W razie gdybym chciał wypróbować tego "asa", który zniewala umysł.
W tym momencie do stolika wrócił Louis.
- Coś się dzieje?- zapytał.
- Nie, nie. Kolega już idzie, prawda?- zwróciłam się do Adama.
- Ależ oczywiście- uśmiechnął się szeroko- Odchodzę do krainy ziemskiej samotności jak Orfeusz, który musiał zostawić swoją Eurydykę w otchłani Hadesu.
- Co takiego?- Louis wyglądał na zniecierpliwionego.
- To znaczy, że ze smutkiem odchodzę. Do widzenia zielonooka Jackie.
Odwrócił się i ruszył w stronę drzwi.
- Kim był ten koleś?- zapytał Louis.
Ja jednak nie usłyszałam pytania. Wzrokiem tępo podążałam za Adamem.
- Do widzenia- szepnęłam.
To było BOSKIE ! Pewnie Adam trochę namiesza w życiu Jackie, tylko proszę nie za bardzo . ; ) Niech sobie Jeckie będzie spokojnie z Louis'em. Bardzo do siebie pasują. Proszę o wyprostowanie tej sprawy XD.
OdpowiedzUsuńmee-and-one-direction-foreveer.blogspot.com