.

.
1D 4ever

poniedziałek, 25 listopada 2013

ROZDZIAŁ 1    

CZYLI O TYM JAK SPAKOWAŁAM WALIZKI I ZACZĘŁAM NAJWIĘKSZĄ PRZYGODĘ MOJEGO ŻYCIA

 Stałam na peronie i już od ponad półgodziny czekałam na pociąg. Był dwunasty dzień stycznia. Temperatura poniżej zera. Na peronie stało mnóstwo ludzi czekających, tak samo jak ja, na pociąg do Londynu. Włożyłam dłonie do kieszeni kurtki i wyciągnęłam ciepłe rękawiczki, owinęłam się mocniej szalikiem i niecierpliwie rozglądałam się za spóźnionym transportem. Za cztery godziny miałam oficjalnie zacząć naukę w elitarnej Szkole Malarstwa i Sztuk Plastycznych. Moich rodziców nie było stać na opłacenie prywatnej szkoły, dlatego od dziecka ciężko pracowałam, by w końcu pod koniec zeszłego semestru otrzymać stypendium. Zostawiłam więc za plecami moje kochane, małe miasteczko, rodzinę, przyjaciół i ukochanego chłopaka. Obiecałam sobie, że nie będę tęsknić, jednak coraz trudniej było mi myśleć o życiu z dala od nich.
Miałam siedemnaście lat, krótkie ciemne włosy i nie sądzę, abym była szczególnie urodziwą osobą. Jedyną rzeczą, której wszyscy mi zazdrościli były moje zielone, wręcz szmaragdowe oczy, jedyna pamiątka po ukochanej babci- artystce. Podobno to po niej odziedziczyłam najlepsze cechy. 
Zamyślona, nie zdawałam sobie sprawy, że ktoś mnie obserwuje, jednak, gdy po moich plecach przebiegł ten specyficzny dreszcz rozejrzałam się zaciekawiona. Nikt jednak nie patrzył w moją stronę. Spuściłam wzrok, aby następnie szybko poderwać go w górę. I wtedy go zobaczyłam. Owinięty grubym, wełnianym swetrem, w szarym płaszczu i czapce naciągniętej na oczy. Spuścił wzrok, jakby speszony. Ja jednak nie przestałam go obserwować. Miałam wrażenie, że gdzieś już widziałam te oczy.
Nie minęła minuta, kiedy pociąg leniwie wtoczył się na peron.
- Nareszcie- szepnęłam uradowana.
Kupiłam bilet i udałam się w stronę przedziału. Większość była już całkowicie zajęta. Jedyne wolne miejsca były w ostatnim, małym i ciasnym przedziale. Nic dziwnego, że nikt tu nie siedział. Mi jednak nie przeszkadzała mała powierzchnia. Czekała mnie długa droga i nie zamierzałam spędzać jej stojąc w przejściu między przedziałami. Usiadłam na niewygodnym siedzeniu, zdjęłam kurtkę i rękawiczki, wyjęłam szkicownik i zaczęłam rysować portret chłopaka z peronu. Chciałam jak najlepiej go zapamiętać, aby sprawdzić kogo mi przypomina, a nie ma lepszego sposobu na zapamiętanie niż portret pamięciowy. Po chwili usłyszałam szelest otwieranych drzwi. W wejściu stał tajemniczy chłopak.
- Rany! Zajęte..
- Spokojnie. Nie jestem, aż taka wielka, żeby zająć cztery siedzenia. Zapraszam- uśmiechnęłam się najserdeczniej jak tylko potrafię. 
On jednak nerwowo rozglądał się po przedziale.
- Zwykle był pusty...- mówił raczej do siebie, niż do mnie, ale w naturze miałam silną potrzebę rozmowy z ludźmi, dlatego szepnęłam.
- Tym razem nie jest- spojrzał na mnie zaskoczony- Jeśli chcesz mogę się jeszcze bardziej posunąć, ale wtedy będzie mi bardzo, bardzo ciasno, a tego bym nie chciała..w sumie.. cofam tę propozycję. Nigdzie się nie posuwam.
Mimo szczelnie zawiniętej szalikiem twarzy dostrzegłam zmarszczone kąciki oczu. Najwidoczniej się uśmiechnął. Ponownie niepewnie rozejrzał się po przedziale, w końcu zrezygnowany opadł na siedzenie naprzeciw mnie. Nie zdjął jednak żadnej części swojej garderoby.
Milczeliśmy. Ja skupiłam się na portrecie. Teraz, gdy miałam go przed oczyma o wiele łatwiej było mi oddać detale. Po około piętnastu minutach zrobiło się strasznie gorąco. Uniosłam wzrok ponad szkicownik. Chłopak nadal zawinięty był w grube warstwy ubioru, a ja siedziałam w sweterku i dusiłam się z ciepła.
- Chcesz może koc?- zapytałam. Oderwał się od okna, w które uporczywie się wpatrywał. Widać było, że okropnie męczy się w tym upale.
- C-co?
- Zapytałam, czy nie chcesz przypadkiem koca?- uprzejmie ponowiłam pytanie, jednak wyczuł ironię w moim głosie, bo spojrzał na mnie z przekąsem.
- Nie dziękuję, jest wystarczająco...
-... gorąco!- dokończyłam- Nie chce się narzucać, ani nic, ale zanim miniemy kolejną stację zejdziesz tu od przegrzania organizmu, a uwierz mi nie po to ruszyłam się z małego miasta, żeby już pierwszego dnia być świadkiem zgonu. 
Uśmiechnął się.
- W porządku. Masz rację, to głupie. Przed nami wiele kilometrów, nie wytrzymam tak długo. 
Mówiąc to zaczął ściągać gruby szal, kurtkę i czapkę. Ja zajęłam się szkicowaniem. Gdy ponownie podniosłam wzrok, patrzył na mnie z szerokim uśmiechem. Zamurowało mnie.
- Ty jesteś...
- Louis. Miło mi. 


Pierwszy rozdział opowiadania o Louisie skończony :) Mam nadzieję, że wam się spodoba zarówno nowa fabuła jak i bohaterowie.
Pozdrawiam.

6 komentarzy:

  1. Jeśli dobrze widzę, to chłopaków ze zdjęcia nie widzę pierwszy raz, a przewijają mi się po raz kolejny wśród blogów, które odwiedzam. A, że trafiłam tu z innego bloga. to zapraszam do siebie na wiersze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z przyjemnością czytałam twoje wiersze. :)
      masz talent.
      pozdrawiam i życzę weny!
      :)))

      Usuń
  2. Nowa bohaterka jest super! już ją lubię :) nie mogę się doczekać dalszych części na które czekam z utęsknieniem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo się cieszę, że polubiłaś Jackie. :D
      będę pisać jak tylko najdzie mnie wena
      pozdrawiam serdecznie
      :)))

      Usuń
  3. boże *.* cudowny : )
    Proszę o NEXT :D
    Masz wielki talent ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo dziękuję, jest mi niezmiernie miło to czytać. :)
      pozdrawiam!
      :)))

      Usuń