.

.
1D 4ever

środa, 19 marca 2014

ROZDZIAŁ V

UUUUUUU LA LA LA LA LA...

 Niepewnie weszłam na pokład jachtu. Rodzice uwielbiali tych całych Jonesów, a mnie na siłę chcieli zeswatać z ich głupiutkim syneczkiem Arthurem. Odkąd tylko pamiętam jeździliśmy na wspólne wakacje. Rodzice zostawiali nas wtedy samych na plaży i szli do którejś z modnych knajpek. Arthur był niski, miał odstające uszy i uśmiech cwaniaczka. Brał do rąk obślizgłe żaby i gonił mnie z nimi po całej plaży. 
 Potrząsnęłam głową z obrzydzeniem. Gdy pięć lat temu dowiedziałam się, że Jonesowie wyjeżdżają, nie mogłam uwierzyć własnemu szczęściu. Dla mnie znaczyło to przebywanie z dala od świrniętego Arthura Jonesa i jego paskudnych żab. Do domu przyjechali w zeszłym miesiącu, nie mówiąc nikomu o swoim powrocie. Rodzice przypadkowo spotkali ich w jednej z restauracji. Od tego czasu znów zaczęła się mania na "Pamiętasz Arthura, kochanie?" albo "Arthur tak wyprzystojniał". Na szczęście byłam w związku z Tomem i nie mogli zmuszać mnie do tych głupich spotkań. Coś we mnie drgnęło. No tak, pomyślałam, ale teraz już nie jestem z Tomem. Przymrużyłam oczy, żeby powstrzymać płacz.
- Hilary! Jak miło cię widzieć! O mój Boże! Jak ty wyrosłaś!- pani Jones zbiegła po schodach i uścisnęła mnie mocno.
- Dzień dobry, mi również jest miło panią widzieć- tak naprawdę zawsze lubiłam panią Jones i jej nadopiekuńczość. Bałam się tylko tego co nastąpi za chwilę..- Arthur jest pod pokładem. Zawołać go, czy sama trafisz?
Tylko tego brakowało.
- Trafię sama, dziękuję. 
Uśmiechnęła się szeroko.
- W takim razie zapraszam na lunch, za jakieś półtorej godziny.- zaszczebiotała i popędziła na górę pokładu- Kochani, Hilary już jest! Wysłałam ją do Arthura!
Potem usłyszałam jeszcze jakieś szepty i zauważyłam głowę mojej mamy wychylającą się ciekawie znad barierek.
Cholera jasna, pomyślałam, po co ja tu przyjechałam. Przełknęłam ślinę i weszłam do kajuty, z której dochodziły odgłosy jakiejś muzyki. W pomieszczeniu było raczej ciemno, słońce wpadało tu tylko poprzez szczeliny w roletach. Radio podkręcone było na maksa, a na wielkim ekranie telewizyjnym wyświetlała się jakaś wojenna gra komputerowa. Spojrzałam z niechęcią na fotel odwrócony tyłem. Osoba na nim siedziąca nawet nie zauważyła mojej obecności. Odchrząknęłam. Postać zerwała się na równe nogi, jednym ruchem doskoczyła do radia i wyłączyła je, nadusiła guzik pilota i uniosła rolety w górę. Potem odwróciła się w moim kierunku.
- Cześć.
Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. Ten mierzący metr osiemdziesiąt, dobrze zbudowany i naprawdę przystojny chłopak w rozpiętej, granatowej koszuli w kratę był Arthurem! Tym Arthurem, który gonił mnie z żabami w rękach!
- Cześć..- zaczęłam niepewnie. W mojej głowie wciąż wirowało pytanie "To naprawdę jest Arthur?!". Uśmiechnął się, przez co nie pozostawił mi już żadnych złudzeń, uśmiech cwaniaczka pozostał bez zmiany. Tylko na przystojnej, młodzieńczej twarzy malował się raczej jak uśmiech amanta starego kina. Nie wiedzieć czemu na myśl przyszedł mi sam James Dean...
- Nie sądziłem, że przyjdziesz- powiedział i podrapał się niepewnie po karku.
- Dlaczego?- zapytałam i udając wyluzowaną usiadłam na sofie pod ścianą.
- Nie wiem, zwykle przyjeżdżali tylko twoi rodzice. W sumie to cię nawet rozumiem.- spojrzałam zaintrygowana- Też nie chciałbym, żeby na siłę ktoś próbował zeswatać mnie z dawnym sąsiadem. 
Uśmiechnął się, jakby rozbawiony samym wspomnieniem naszej młodości- Napijesz się czegoś? Soku? Coli? Może czegoś mocniejszego?
- Oj, przydałoby się..- szepnęłam do siebie.
- Mówisz? W takim razie coś mocniejszego. 
- Nie, nie. To znaczy chętnie, uwierz, ale nie teraz. Nie chcę żeby rodzice wyczuli, że piłam. Mam dość problemów, żeby jeszcze musieć się z nimi użerać. 
- Ok. Nie zmuszam. -Uśmiechnęłam się wdzięczna- Ale wiesz co? Robię tu dzisiaj małą imprezę. Czuj się zaproszona.
- Imprezę?
- Taa.. kilku znajomych..którzy przyprowadzą kilku znajomych, którzy..
- Czekaj, niech zgadnę. Też mają znajomych.
- Dokładnie- uśmiechnął się szeroko i opadł na kanapę obok mnie- Kurde, naprawdę dawno cię nie widziałem..
Nasze spojrzenia się spotkały. To zły znak, myślałam napięcie, bardzo zły znak.
- Zagramy?- zerwałam się na równe nogi i wskazałam w stronę konsoli.
- Jasne- opuścił głowę i kpiąco się uśmiechnął- Ale pamiętaj, że jestem w tym mistrzem.

 Siedziałam na łóżku i wybierałam strój na imprezę Arthura. A raczej próbowałam wybrać, bo nie mogłam się skupić. Bez przerwy myślałam o dzisiejszym dniu. O zerwaniu z Tomem, o Arthurze, o tym jak się zmienił i jak dobrze się z nim bawiłam. To niesamowite, myślałam, jest naprawdę świetnym facetem. Do pokoju weszła mama.
- I jak córcia? Wybrałaś coś na imprezę?
Uniosłam głowę i spojrzałam na nią z ironią.
- Mamo..
- Spokojnie. Nie mam zamiaru cię z nikim swatać. Tylko naprawdę dobrze ze sobą wyglądaliście. Ale rozumiem, jest Tom.
Uśmiech zniknął  z mojej twarzy.
- Tak właściwie to Toma już nie ma- szepnęłam, a moje plecy przeszedł dreszcz. 
Mama wyraźnie się ożywiła.
- Doprawdy?- nawet nie kryła radości- Powiem ci szczerze, że nigdy go nie lubiłam.
- Doprawdy?- powtórzyłam ironicznie- Problem w tym, że ja go lubiłam.
- Skarbie, tak już jest. Coś się kończy, żeby coś mogło się zacząć.- mrugnęła porozumiewawczo, a mi puściły nerwy.
- Dziękuję bardzo za troskę. Sama poradzę sobie z zerwaniem a tym bardziej z ciuchami. Możesz iść.
- Córcia..
- Możesz iść.
Mama uśmiechnęła się blado i wyszła z pokoju. 
Nie było mi głupio. Zerwałam z moim pierwszym prawdziwym chłopakiem, bo mnie zdradzał. A zamiast słów pocieszenia zastałam kolejną próbę swatania mnie z synem Jonesów. Nagle do głowy wpadła mi po raz pierwszy w życiu myśl, że chcę być z nim zeswatana. Pokręciłam głową. 
- Nie, nie, nie...Nie- zauważyłam obcisłą granatową sukienkę w czerwone kwiatki przed kolano leżącą na krześle- Już wiem co założę.

 Gdy weszłam na jacht impreza trwała w najlepsze. Głośna muzyka i litry alkoholu, były czymś, czego teraz bardzo potrzebowałam. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się szybko, a moim oczom ukazał się Arthur. Miał na sobie luźną błękitną koszulę rozpiętą pod szyją, ciemne jeansy i włosy lekko uniesione na żel. Zdecydowanie skupiał na sobie uwagę płci pięknej. Dziewczyny chichotały, gdy tylko na nie spojrzał.
- No proszę- wskazałam głową na tłum dziewczyn wpatrujących się w Arthura- Widzę, że masz tu niezły fan club..
Roześmiał się.
- Nie musisz być zazdrosna. Tylko ciebie goniłem z żabami.
- Głupi..
- Chodź zatańczymy.
- Może najpierw się napijmy?- spojrzałam z utęsknieniem na bar- Nie potrafię tańczyć na sucho.
- Mówiłem ci już, że cię kocham?- zapytał klękając na podłodze- Wyjdź za mnie.
Roześmiałam się, naprawdę potrafił poprawić mi humor.
- Wstawaj, bo twoje koleżanki mnie uduszą.
Usiedliśmy brzy barze. Zamówiłam jednego drinka, potem następnego, po czwartym przestałam liczyć. Zwykle nie piję tak dużo, chyba po prostu musiałam utopić w czymś Toma, który stale jeszcze siedział w mojej głowie. Nagle Jones zerwał się z krzesła.
- Muszę ci kogoś przedstawić- szepnął mi do ucha- Liam! Tutaj!
- Liam?- próbowałam przypomnieć sobie skąd znam to imię, ale kilka szklaneczek Sex on the beach wymyło całą moją pamięć. 
- Hilary, to mój kumpel Liam, Liam to jest..
- Znamy się- odezwał się znajomy głos. Odwróciłam się lekko.
- Taa.. znamy.
Patrzyliśmy na siebie dłuższą chwilę, aż w końcu odezwał się Arthur.
- Znacie? Skąd?
- Hilary była na przesłuchaniu. Wymiata na gitarze..
- Wciąż grasz?- Jones spojrzał na mnie z podziwem.
- Prawdziwej miłości się nie zostawia- miałam na myśli gitarę, jednak przez wypity alkohol pomyślałam o Tomie.
Popatrzyli na mnie zmieszani, więc dodałam.
- Bo ja kocham muzykę..- język pomału zaczynał mi się plątać. Byłam na siebie zła, że wypiłam, aż tyle.
- Tak, to było widać- uśmiechnął się Liam- Jutro nagrywacie, tak?
- C-co?- nagle dotarło do mnie, że jutro jest data pierwszego nagrywania, a potem, że stanę z Tomem twarzą w twarz. Brawo Hilary, pomyślałam, ciekawe jak spędzisz cały dzień w studiu będąc na kacu- Cholera.. muszę to wytańczyć- zwróciłam się do Arthura, który już wyciągał do mnie dłonie, gdy nagle jakaś natapirowana brunetka pociągnęła go na parkiet. Rzucił mi przepraszające spojrzenie i zniknął w tłumie.
Westchnęłam zrezygnowana.
- Jeśli chcesz ja mogę z tobą zatańczyć- szepnął nieśmiało Liam. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Nadal tu jesteś.. Kurcze, przepraszam nie powinnam była tyle pić. Pewnie, chodźmy tańczyć. 
Pomógł mi wstać i zaprowadził mnie na parkiet. Muzyka grała głośno, bardzo głośno. Początkowo tańczyliśmy daleko od siebie, z czasem coraz wyraźniej czułam jego wodę po goleniu, ciepło skóry, w końcu byliśmy tylko kilka milimetrów od siebie. Pocałował mnie, albo może ja jego. Potem widziałam tylko jego ciepłe oczy, Arthura, nagi tors, w końcu tylko ciemność.
 

  

1 komentarz: